[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ca³e dnie spêdza³em naczytaniu ksi¹¿ek, albo szed³em nad rzekê pop³ywaæ w przezroczystej, ch³odnejwodzie, czy te¿ opalaæ siê godzinami na zapomnianej, leœnej polance.Obserwowa³em swoj¹ now¹ Ziemiê.Uda³o im siê nareszcie u³o¿yæ jako takorozs¹dnie to swoje ¿ycie - ograniczyli tempo przyrostu naturalnego roz³adowuj¹ctym samym œcisk cywilizacyjny, zwalczyli zagro¿enie œrodowiska naturalnegowprowadzeniem nowych, doskonalszych technologii produkcji.Zgrabne, kierowaneradarem pojazdy tañczy³y po ulicach unikaj¹c w ostatniej chwili zderzeñ, znik³ygdzieœ rury wydechowe, które opluwa³y kiedyœ spalinami ca³e miasta - groŸbasmogu nale¿a³a ju¿ do niezbyt szczêœliwej przesz³oœci.Nad domami unosi³o siêb³êkitne, czyste niebo.Wiedzia³em, ¿e œniê, ¿e z marzenia popadam w marzenie - jawa na Ziemi powinnawygl¹daæ zupe³nie inaczej.Niezbyt to - po prostu - by³o mo¿liwe, by przezniespe³na dwa pokolenia ludzkoœæ pozby³a siê gnêbi¹cych j¹ od wieków problemów.Zapomniane wszelkie miêdzynarodowe, ba, miêdzyludzkie nawet konflikty -wygl¹da³o to zbyt ³adnie, by choæ w czêœci mog³o byæ prawd¹.Œni³em - izaczyna³ denerwowaæ mnie ten nieprawdopodobny sen o pogodnych, mi³ych ludziach,czegoœ mi w tym wszystkim brakowa³o.Jakiejœ odrobiny zagro¿enia mo¿e, czyniewielkiej dozy szorstkoœci i braku zaufania do innych.Jak zwykle le¿a³em na swojej polance, lecz tym razem o wypoczynku nie mog³o byæmowy.Przypl¹ta³o siê do mnie nie wiadomo czyje, uparte dziecko.Jego natrêtny,cienki g³osik brzêcza³ bez przerwy, opowiada³ coœ o lesie, o jakichœ ³adnychkwiatkach - na powiekach zawisa³ mi co chwila cieñ pochylonej g³owy.Otworzy³emoczy: dziewczynka - dziesiêæ, mo¿e jedenaœcie lat.- Sk¹d siê tu wziê³aœ?- Bo, proszê pana, przyjechaliœmy do lasu i zgubi³am siê.Tam ros³y takie³adne.- Gdzie mieszkasz?- Nie wiem, daleko.Zdoby³em siê na jakieœ mizerne naœladownictwo uœmiechu, dzieciak wzi¹³ widaæmoje niezdarne usi³owania za dobr¹ monetê, bo odpowiedzia³ mi tym samym.A jaby³em po prostu diabelnie wœciek³y.Czy rzeczywiœcie musia³o siê toprzytrafiæ akurat mnie?W kosmosie nie zdziwi³by mnie nawet ¿aden zab³¹kany bachor, ale tu - na Ziemi-gdzie dzieci s¹ pilniej strze¿one, ni¿ kiedyœ agenci obcych wywiadów,pozostawione bez opieki dziecko by³o wprost nies³ychanym ewenementem.Wcale niemia³em ochoty bawiæ siê w dobrego wujaszka, ale poma³u zbli¿a³ siê wieczór, arodziców dzieciaka ani œladu.Czeka³em jeszcze chwilê, a¿ da³em wreszcie zawygran¹.- ChodŸ.- A dok¹d ?- Do mnie.Spróbujê odnaleŸæ twoich rodziców przez teleuniê.A swoj¹ drog¹mogliby ciê lepiej pilnowaæ.- A dlaczego?- ¯ebyœ nie gubi³a siê w lesie i nie zawraca³a g³owy starszym panom.- Pan przecie¿ wcale nie jest taki stary.- Ale starszy od ciebie.Wsiadaj.Na tylne siedzenie, do.licha.Skoñczy³o siê na tym, ¿e zawioz³em j¹ do domu i puœci³em komunikat oznalezieniu zab³¹kanego w lesie dziecka-wiek, p³eæ, rysopis-przez trzy dni niezg³osi³ siê nikt.Bachor tymczasem poprzestawia³ mi po³owê domu do góry nogami,a nawet potrafi³ wleŸæ o pó³nocy do mojego ³Ã³¿ka i do rana opowiadaæ minajrozmaitsze bzdury.Nie wytrzyma³em, przyznajê.Czwartego dnia rano zapakowa³em dzieciaka dolotograwu i odwioz³em do lasu.Uciekaj¹c chy³kiem przed jego rozpaczliwymwrzaskiem czu³em wprawdzie, ¿e postêpujê niezbyt ³adnie, ale mia³em - jak to weœnie - niezachwian¹ pewnoœæ, ¿e nic z³ego bachorowi siê nie stanie.A dziêkitemu, k³ad¹c siê wieczorem spaæ, mia³em przynajmniej spokojn¹ g³owê wiedz¹c, ¿enie obudzi mnie o pó³nocy huk zje¿d¿aj¹cego po schodach sto³u, ani nie nakapiemi na nos woda przeciekaj¹ca przez sufit z ³azienki na piêtrze.Zasn¹³em.To ju¿ by³ chyba sen do którejœ tam potêgi - wielka, ponura sala, obok mniesiedzieli Quiron i Terl.Zza sto³u na podwy¿szeniu patrzy³o na nas kilku czarnoubranych ludzi.Jeden z nich wsta³.- Czy piloci z przesz³oœci wiedz¹, dlaczego ich wezwaliœmy?- Nie.- Musimy wiêc powiedzieæ wam teraz, ¿e przez ca³y czas pobytu na Ziemi byliœcieprzez nas wszechstronnie testowani.Bior¹c pod uwagê doœæ d³ugi okres spêdzonyprzez was poza Ziemi¹ u³o¿yliœmy dla was specjalnie proste testy, lecz okaza³osiê, ¿e ¿aden z was nie rozwi¹za³ ich pomyœlnie.To by³ jednak cholernie logiczny sen.Bezsens œnionych tak uparcie sytuacjirozz³oœci³ mnie; rozespan¹ œwiadomoœci¹ usi³owa³em skierowaæ sny na jakieœ innetory i wymarzyæ sobie coœ milszego - daremnie.Wizja powraca³a bez zmian, niepomaga³o nic.Otwiera³em i zamyka³em oczy, stara³em siê za wszelk¹ cenêzapomnieæ, ale ka¿da mo¿liwa i niemo¿liwa sytuacja by³a tylko wariantempodstawowego w¹tku i ka¿da koñczy³a siê w tej ciemnej i ch³odnej sali.Ka¿dychyba zna to uczucie bezsi³y, kiedy wszystko, ca³e cia³o i psychika wymykaj¹siê jego woli, dyktuj¹ swoje wy³¹cznie chêci i skojarzenia.¯adna próba walki ztym stanem nie ma sensu, podda³em siê wiêc.-.macie mo¿e jakieœ pytania?- Tak.Po pierwsze - jakie testy? Ja osobiœcie nic podobnego nie zauwa¿y³em.Czy¿by to dziecko.?- Tak.To równie¿, ale przeanalizujmy wszystko po kolei.Zadowoliliœcie siêposiadaniem pieniêdzy - ¿aden z was nawet nie pomyœla³ o podjêciu jakiejœu¿ytecznej dla ca³ego spo³eczeñstwa pracy.Prowadziliœcie wygodne, leniwe ¿yciedemoralizuj¹c tym samym innych, obserwuj¹cych was przecie¿ ludzi.Postanowiliœmy daæ wam dodatkow¹ szansê - odpowiednio skonstruowane izaprogramowane roboty mia³y pomóc wam w wyborze w³aœciwej drogi postêpowania [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl