[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Substancja ta, nazywana przez obcych lendi, sta³a siê wkrótce przedmiotemszalonego zapotrzebowania w go­spodarce, zak³Ã³conej przez ci¹g³e ewakuacjenajwa¿niej­szych oœrodków przemys³owych.Gdziekolwiek wiêc pojawili siê obcy poza obrêbem swoich baterii, otacza³y icht³umy obszarpañców ludzkich wykrzykuj¹cych:„Trochê lendi, Dendi?" Wszelkiepróby ze strony czynników s¹dowych i policyjnych planety, by po­³o¿yæ kres tejhaniebnej powszechnej ¿ebraninie, okaza³y siê p³onne.Zw³aszcza ¿e samiDendiowie znajdowali jak¹œ niewyt³umaczaln¹ przyjemnoœæ w rozrzucaniu ma³ychka­wa³ków lendi wrzeszcz¹cemu t³umowi.Kiedy wreszcie ¿o³­nierze i policjancizaczêli coraz liczniej braæ udzia³ w bój­kach o kawa³ki lendi, rz¹dy musia³ydaæ za wygran¹.Ludzkoœæ niemal z niecierpliwoœci¹ czeka³a teraz na atak, aby uwolni³ j¹ z tegoprzykrego poczucia jej oczy­wistej ni¿szoœci Niektórzy zaœ bardziej fanatycznikonser­watyœci spoœród naszych przodków zaczêli, jak siê zdaje, nawet ¿a³owaæswego wyzwolenia.¯a³owali go, dzieci, ¿a³owali! Mo¿emy tylko wierzyæ, ¿e ci troglodyci zostalijako jedni z pierwszych stopieni i wy­parowani przez czerwone kule ogniste.Niemo¿na przecie¿ cofaæ ko³a historii!Na dwa dni przed koñcem wrzeœnia obcy og³osili, ¿e wykryli jakieœ dzia³ania najednym z ksiê¿yców Saturna.Nikczemni Troxxtowie najwidoczniej usi³owaliprzedostaæ siê podstêpem do wnêtrza uk³adu s³onecznego.Dendiowie ostrzegli, ¿ezwa¿ywszy zdradzieckie i oszukañcze sk³onno­œci Troxxtów, ka¿dej chwilispodziewaæ siê mo¿na ataku ze strony owych robakokszta³tnych potworów.Ma³o kto z ludzi po³o¿y³ siê spaæ, gdy zapad³a noc.Wszystkie oczy by³yskierowane na niebo, dok³adnie oczy­szczone z chmur przez czujnych Dendiów.Wniektórych punktach planety handlowano na gwa³t tanimi lunetami i kawa³kamizadymionego szk³a.W innych zaœ ogromnie posz³y w cenie talizmany i wszelkiegorodzaju amulety.Troxxtowie zaatakowali jednoczeœnie trzema czarnymi statkami cylindrycznegokszta³tu: jednym na pó³kuli po³ud­niowej, zaœ dwoma na pó³nocnej.Z ichniewielkich statków bucha³y ogromne jêzory zielonych p³omieni, a wszystko,czego dotknê³y, zmienia³o siê w szklisty, przezroczysty pia­sek.¯aden Dendijednak nie ucierpia³, a z ka¿dej dymi¹­cej obecnie armatogóry dobywa³y siêsmugi szkar³atnych chmur, zaciekle przeœladuj¹cych Troxxtów, póki nie utra­ci³yszybkoœci i z powrotem nie opad³y na Ziemiê.Tu wywo³a³y smutne nastêpstwa.Ka¿dy zaludniony ob­szar, na który opad³ybladoró¿owe chmurki, przemienia³ siê gwa³townie w cmentarzysko, i tocmentarzysko, ¿eby powiedzieæ prawdê, zalatuj¹ce bardziej odorami kuchni ni¿grobu.Mieszkañcy tych nieszczêsnych miejscowoœci padli ofiar¹ szalonegowzrostu temperatury.Skóra ich czerwie­nia³a, a potem czernia³a; w³osy ipaznokcie kurczy³y siê, a cia³o, zmieniane w p³yn, odgotowywa³o siê od koœci.Wszystko to razem spowodowa³o przykr¹ œmieræ jednej dziesi¹tej rasy ludzkiej.Jedyn¹ pociech¹ by³o ujêcie czarnego cylindra przez któr¹œ z czerwonych chmur.Gdy w skutek tego roz¿arzy³ siê do bia³oœci, opadaj¹c w dó³ w postacimetalicznego gradu, statki atakuj¹ce pó³kulê pomocn¹ wycofa³y siê na asteroidy,dok¹d Dendiowie — ze wzglêdu na szczup³¹ sw¹ liczbê — stanowczo nie chcieli ichœcigaæ.W ci¹gu nastêpnej doby obcy — powiedzmy: na sta³e zamieszkali obcy — odbylikonferencjê, a nam wyrazili wspó³czucie.Ludzkoœæ grzeba³a swych zmar³ych.Tenostat­ni zwyczaj by³ jednym z ciekawszych, jakie zachowali nasi praojcowie; nietrzeba dodawaæ, i¿ nie utrzyma³ siê w cza­sach nowoczesnych.Gdy powrócili Troxxtowie, cz³owiek by³ gotów na ich spotkanie.Nie móg³niestety, wbrew swym najgorêtszym pragnieniom, stawiæ im czo³a; móg³ jednakstan¹æ i sta­waæ przed szk³ami instrumentów optycznych i trybunami mówców.I znów czerwone chmury buchnê³y weso³o do górnych warstw stratosfery.Znówzawy³y zielone jêzory, wyrywaj¹c kawa³y mrucz¹cych wie¿ lendi.Znów ludzieginêli dziesi¹t­kami tysiêcy, rozgotowani przez wojnê.Ale tym razem by³a pewnaró¿nica: zielone p³omienie Troxxtów po trzech go­dzinach walk nagle zmieni³ybarwê: pociemnia³y, nabra³y szafirowego odcienia.A kiedy to siê sta³o, jeden zDendi po drugim pada³ przy baterii i umiera³ w konwulsjach.Nadszed³ wyraŸny znak do odwrotu.Ci, co ocaleli, przebili siê do olbrzymiegostatku, który ich tu przywióz³.Z lufy rozleg³y siê wybuchy rakiet, którychogieñ wypali³ roz¿arzon¹ bruzdê w poprzek ca³ej Francji i zepchn¹³ Mar­syliê doMorza Œródziemnego, a statek run¹³ w przestrzeñ i bezwstydnie uciek³.Ludzkoœæ przygotowywa³a siê na oczekuj¹ce j¹ ciêgi ze strony straszliwychTroxxtów.Byli istotnie robakokszta³tni.Gdy tylko wyl¹dowa³y dwa czarne cylindry, wyszlize swych statków, a ich drob­ne, segmentowane cia³a przytrzymywa³y d³ugiemetalowe i smuk³e metalowe podpory z nader skomplikowanym sprzêtem.Wokó³ka¿dego statku wybudowali kopu³owate formy — jeden w Australii, drugi naUkrainie — pochwy­cili kilku œmia³ków, którzy zapêdzili siê w pobli¿u miejscal¹dowania i unosz¹c z sob¹ wrzeszcz¹ce ³upy, znikli we­wn¹trz swych ciemnychjak noc statków.Niektórzy ludzie przyst¹pili gor¹czkowo do staro¿yt­nych æwiczeñ wojskowych,inni zaœ studiowali zapamiêtale naukowe teksty i dane dotycz¹ce goœcinnoœciDendiów, w rozpaczliwej nadziei znalezienia sposobu ochrony nieza­le¿noœciziemskiej przed niszczycielskim zdobywc¹ gwiaŸ­dzistej galaktyki.A przez ca³y ten czas, wbrew obawom, wewn¹trz za­ciemnionych sztucznie statkówkosmicznych (bo Troxxto­wie, nie maj¹c oczu, wcale nie korzystali ze œwiat³a, ajeœli chodzi o osobników starszych, promienie œwietlne razi³y ich wra¿liw¹bezpigmentow¹ skórê) jeñców ludzkich nie torturowano dla wydobycia z nichwiadomoœci ani te¿ nie poddawano wiwisekcji dla zdobycia dodatkowych zasobówwiedzy, ale — kszta³cono.Kszta³cono, rzecz jasna w jêzyku Troxxtów.Co prawda, znaczna ich liczba okaza³a siê ca³kowicie niezdolna do wykonywaniazadañ stawianych im przez Tro­xxtów i chwilowo zajêto siê obs³ugiwaniembardziej pojêt­nych uczniów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl