[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jednym zchicagowskich drapaczy chmur otrzyma³ pracê nocnego do­zorcy i kiedy móg³, spa³na pryczy w sk³adziku sprzêtu gospodarczego.Kiedy siê nie uczy³, przebywa³zwykle na jakiejœ sali s¹dowej, robi³ notatki i przypatrywa³ siê adwokackimtuzom w akcji, wspó³czuj¹c przy tym zawsze oskar¿onym i odczuwaj¹c wrodzon¹niechêæ do prokuratorów.Niechêæ ta wyparowa³a, gdy podczas kilku roz­prawpozna³ Vaila i przeczyta³ parê artyku³Ã³w na temat jego Niepokornych.Z pew­nymoci¹ganiem przyzna³ siê sobie po roku, ¿e zastêpca prokuratora okrêgowego jestjego idolem.Pierwszy rok studiów zakoñczy³ z doskona³ymi ocenami, a pona­stêpnych dwóch latach pe³nego stypendium otrzyma³ dyplom z wyró¿nieniem.Zo­sta³ prawnikiem.Mia³ wówczas dwadzieœcia siedem lat.Zna³ doskonale ulicê.By³ twardy.Nieto-warzyski.B³yskotliwy.Otrzymywa³ wiele propozycji od znanych firm prawniczych, ale postanowi³pra­cowaæ u z³amanego ¿yciem s¹dowego bojownika, Sida Bernsteina, niegdyœwielkiej gwiazdy œwiata adwokatury, który niestety polega³ na alkoholu ikokainie, by prze­trwaæ dzieñ.Flaherty udoskonala³ swoje umiejêtnoœci,zapoznaj¹c siê z aktami daw­nych spraw starego prawnika.Rano wyci¹ga³pijaczynê z ³Ã³¿ka, podprowadza³ go pod lodowaty prysznic, pompowa³ weñ litrynajczarniejszej kawy, ubiera³ go i za­wozi³ do s¹du.Nastêpnie „przeprowadza³"przez ka¿d¹ sprawê notkami podtykanymi pod nos i wskazywanymi palcemfragmentami uczonych ksi¹g prawniczych.Które­goœ poranku, gdy Bernstein niepojawi³ siê w kancelarii, Flaherty pojecha³ do jego mieszkania i dowiedzia³siê, ¿e starego zabrano w nocy do szpitala.Ostre zapalenie p³uc.Mistrzprze¿y³ jeszcze piêæ dni.Po pogrzebie, siedz¹c w ponurej kancelarii Bernsteina i patrz¹c na tomiskapraw­nicze w wytartych oprawach i na zniszczone segregatory, us³ysza³ szelest,podniós³ g³owê i ujrza³ w drzwiach atrakcyjn¹ kobietê o czarnej twarzy.- Dermott Flaherty?- Tak, Dermott Flaherty.- Bardzo mi przykro z powodu Bernsteina.Flaherty nie wiedzia³, jak na to odpowiedzieæ.Bernstein by³ dla niegocierniow¹ ,koron¹, noszon¹ przez pó³tora roku.- Dziêkujê.Czym mogê pani s³u¿yæ?- Przejmuje pan jego kancelariê?- Tu nie ma nic do przejêcia.Zastanawiam siê tylko, co zrobiæ z biblioteka iin­nymi rzeczami.Czy pani chce.?- Szuka pan pracy?- Zale¿y jakiej.- Prawniczej.- U kogo?- S³ysza³ pan o Martinie Vailu?Kiedy siê zjawi³ na rozmowê z Vailem, zamiast koszuli mia³ czarny golf itwee-dow¹ marynarkê, któr¹ za szeœæ dolarów kupi³ w lombardzie przy DivisionStreet.Do tego w³o¿y³ tenisówki.Nie oczekiwa³ wiele po tym spotkaniu.- Obserwowaliœmy pana w s¹dzie - zacz¹³ Vail.- Przez pó³tora roku utrzymywa³pan przy ¿yciu starego Bernsteina.- Praca jak ka¿da inna.- Ma pan dobry ¿yciorys prawniczy, panie Flaherty.Doskona³y dyplom.Prawdo­podobnie móg³by pan znaleŸæ dobr¹ posadê w kilku lepszych firmachprawniczych.Dlaczego wybra³ pan Sida?- Pomyœla³em, ¿e wiêcej siê od niego nauczê.- W rzeczywistoœci to pan prowadzi³ te sprawy firmowane przez Bernsteina.-Vailprzerzuca³ kartki transkryptu przygotowanego przez sekretarkê.- Pan wêszy³ w moich sprawach? - spyta³ zaczepnie Flaherty.- Niepokoi to pana, tak? Flaherty tylko wzruszy³ ramionami.- Pochodzi pan z Rochester w stanie Nowy Jork? Flaherty chwilê siê waha³, nimodpowiedzia³.- Chyba tak.- Chyba tak? Nie zna pan miejsca swego urodzenia? - zapyta³ ze œmiechem Vail.- Staram siê o tym zapomnieæ.- Dlaczego? Wcale nieŸle poradzi³ pan sobie jako bezdomny ch³opak bezrodzi­ców.Ile lat spêdzi³ pan jako dziecko ulicy? Kiedy straci³ pan matkê iojca?Flaherty zerwa³ siê jak oparzony.D³onie mia³ zaciœniête w piêœci, twarzczerwon¹ ze z³oœci.Ta reakcja zdumia³a Vaila.- Nie ma o czym mówiæ.Do widzenia - rzuci³ Flaherty, id¹c do drzwi.- Masz problem, synu.Powa¿ny problem.Masz te¿ zadatki na doskona³egoprawnika, ale pod skór¹ utkwi³a ci drzazga.Czy¿byœ mia³ pretensjê do ca³egoœwiata?- Nic z tego nie wyjdzie - odpar³ Flaherty z d³oni¹ na ga³ce drzwi.- Z czego co ma nie wyjœæ? Siadaj, ch³opcze.Chcê z tob¹ powa¿nie porozmawiaæ.Nie musisz mi opowiadaæ o Rochester.Mo¿esz zapomnieæ o Rochester.Niebêdzie­my o tym mówiæ.Flaherty wróci³ i usiad³.- Mogê zapaliæ? - spyta³.Vail obróci³ fotel iw³¹czy³ wyci¹g.Tak¿e zapali³.- Wczeœniej czy póŸniej i tak pan siê dowie.- Czego siê dowiem, synu? Jaki¿ to wielki ciê¿ar dŸwigasz?- Matka umar³a, kiedy mia³em dziewiêæ lat.- Akceptujê tê wersjê - odpar³ Vail.Flaherty spojrza³ bacznie na Yaila i nagle posmutnia³.Zrezygnowany wzruszy³ramionami.- Niech tam bêdzie.tak naprawdê to ona sama nie umar³a.Co innego siêwydarzy³o.- I opowiedzia³ to, co w sobie przez te wszystkie lata t³amsi³.-Mój ojciec j¹ zabi³.Zat³uk³ na œmieræ w³asnymi rêkami.Siedzi w Sing Singu naoddziale skazanych na œmieræ.Siedzi tam od.dwudziestu lat.Czêstomyœla³em.Dawniej tak myœla³em.¿e muszê zostaæ adwokatem po to, ¿eby gowyci¹gn¹æ.Zabra³bym go i potem.- Co potem? - spyta³ Vail po d³u¿szym milczeniu.- Potem zat³uk³bym go w taki sam sposób, jak on mamê.T³uk³bym go i t³uk³.-M³ody cz³owiek zamilk³ i tylko nerwowo siê zaci¹ga³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl