[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili klacz posłusznie zwolniła.Mała z satysfakcją rozejrzała się wokół.– I jak? – rzuciła.– Doskonale.Teraz zmień kierunek i powtórz to samo w drugą stronę.– Będę mogła potem pogalopować?Eve nie wierzyła własnym uszom.Tak niewiele trzeba było czasu, aby dziewczynka uwierzyła we własne siły.– Tak.– Dobrze! – rzuciła Lissy ochoczo, zawróciła konia i ruszyła kłusem.Eve obserwowała ją z radością, z przyjemnością też wystawiała twarz na blade promienie październikowego słońca.Ze zdumieniem uświadomiła sobie, że jest spokojna i zrelaksowana.To najlepszy dowód, jak bardzo miniony tydzień zmienił jej sposób widzenia świata – i samej siebie.Już wiedziała, że z właściwym mężczyzną potrafiła być prawdziwą kobietą.Wystarczyło spojrzenie, słowo, jedno dotknięcie, by pasja i pożądanie opanowały ją bez reszty.Z radością widziała, że i John reagował podobnie.Ileż to razy w ostatnich dniach zjawiał się w domu w środku dnia! I zawsze znalazł jakiś pretekst, by znaleźć się tuż przy niej, dotknąć jej, a potem, od słowa do słowa.Zadrżała na samo wspomnienie rozkosznych przeżyć.Choć zdawała sobie sprawę, że za wszystko w życiu trzeba kiedyś zapłacić.Jej ceną był strach.Przekonała się, że życie jest znacznie bardziej skomplikowane, niż kiedyś przypuszczała.A wszystko przez Johna.Okazało się bowiem, że jest nie tylko cudownym kochankiem, lecz również człowiekiem łagodnym i delikatnym, w którym drzemie głęboko ukryta potrzeba ciepła i wzajemnego dzielenia się uczuciami.Intrygował ją.Ciekawa była, co naprawdę kryje się w jego duszy, i bardzo pragnęła poznać tę tajemnicę.Pamiętała również, że postanowiła pomóc Lissy.John nadal niemal nie widywał się z córką, bo wciąż bardzo późno wracał do domu, lecz Eve ze zdumieniem dochodziła do wniosku, że robił tak z obawy.Lękał się, iż mógłby postąpić lub odezwać się niewłaściwie.Wciąż nie mogła zapomnieć bolesnej tęsknoty, którą dostrzegła w jego oczach tamtego piątku, gdy z korytarza przyglądał się swemu dziecku.Po drugiej stronie placu Lissy zmusiła klacz, by zwolniła tempo.Po chwili Clue przeszła do.stępa.– Eve?– Hm?– Jak myślisz, co tatuś powiedziałby, gdyby mnie teraz zobaczył?– Nie mam pojęcia, kochanie, ale myślę, że przekonamy się o tym już niedługo.– Dłonią osłoniła oczy od słońca i wskazała na zbliżający się samochód Johna.– Pojechał rano do pana Hansena obejrzeć półciężarówkę, którą tamten ma do sprzedania.Wygląda na to, że załatwił sprawę szybciej, niż przypuszczał.– On nie może tego zrobić! – krzyknęła Lissy.– Jeszcze nie jestem gotowa.– Gwałtownie wstrzymała konia.Eve podeszła do niej.– Spokojnie, Lissy – poklepała dziewczynkę po nodze.– Dobrze wiesz, co masz robić, a twój tata na pewno będzie zachwycony.Obiecuję.Dziewczynka wbiła w Eve zaniepokojone spojrzenie.Po chwili odetchnęła głęboko i kiwnęła głową.– Dobrze – powiedziała.– No, to chodźmy przywitać się.– Jeszcze raz poklepała małą zachęcająco i ruszyła w stronę płotu A Lissy za nią.John wysiadł z samochodu.Jego spojrzenie natychmiast odnalazło Eve, a potem dostrzegł Lissy – i znieruchomiał.Dziewczynka pomachała w jego kierunku i ponagliła konia.– Popatrz, tatusiu! To ja! Jeżdżę konno!– Niech mnie kule biją! To naprawdę ty! – Podszedł do ogrodzenia.Radosny uśmiech rozjaśnił buzię Lissy.– Jesteś zaskoczony?– Absolutnie.Rozejrzała się niepewnie, lecz Eve zachęcająco skinęła głową.– Czy.chciałbyś zobaczyć, co jeszcze potrafię?– Oczywiście.Dziewczynka nabrała głęboko powietrza.Wyprostowała wątłe ramionka i ostrożnie zawróciła konia.Po kilku krokach stępa ruszyła kłusem wokół placu.John patrzył w milczeniu.Eve stanęła przy nim.Zauważyła, jak zesztywniał, gdy Lissy zachwiała się w siodle.– Uważasz, że to rozsądne? – mruknął.– Nic się nie bój, da sobie radę.I rzeczywiście.Dziewczynka szybko wyprostowała się i usiadła pewniej.John wsparł się o belkę ogrodzenia.– Ile to już trwa? – rzucił przez ramię.– Kilka tygodni.Błysk zrozumienia pojawił się w jego oczach.– A więc wtedy, kiedy prosiłaś o konia do jazdy.?– Chodziło o konia dla Lissy – odparła, odwracając wzrok.Czuła wbite w siebie spojrzenie Johna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]