[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Rozgrzejmy ją.Zrobiłem to nie po to, aby ponownie uruchomić serce, tylko abyprzetestować swoje szwy i przekonać się, czy występują jakieś przecieki -próbny rozruch.406Podczas operacji oziębiliśmy krew w mechanicznym płu-cosercu ookoło dwadzieścia stopni, aby spowolnić u Annie metabolizm.Tozmniejszało zapotrzebowanie organizmu na tlen i utrzymywałożywotność komórek mięśnia sercowego.Gdy przyszyłem do siebie aorty,podgrzaliśmy ponownie natlenioną krew i w czasie jej przepływu przezurządzenie oraz tętnice, które odżywiają serce, zaczęło się ono wolnonagrzewać.Objąłem delikatnie palcami jego powiększające się rozmiary,poczułem pęczniejące komory i życie wypełniające pustkę.Założyłem ostatni szew na tętnicy płucnej i odżywcza, ciepła krewzaczęła wlewać się do nowego serca, wypełniając miliony jego komórek,które głodowały przez trzy godziny i czterdzieści osiem minut.Pociągnąłem delikatnie i zauważyłem, że jedna anastomoza nie trzymatak, jak oczekiwałem.Odwróciłem się do perfuzjonistki i powiedziałem:- Odłącz ją i daj mi jeszcze pięć minut.Dopasowałem to, co trzeba, jeszcze raz zwróciłem się doperfuzjonistki i skinąłem głową.Ponownie serce wypełniło się i zaczęłodrżeć jak czajnik, na moment przed zagotowaniem się w nim wody.Wstrzymałem oddech.Sięgnąłem za siebie po elektrody defibrylatora, często używanego douruchomienia przeszczepionego serca lub wprowadzenia go w rytmzatokowy - regularny wzór uderzeń.Wymasowałem je po raz pierwszydłonią dla przypomnienia, że kiedyś biło rytmicznie.Serca o tymzapominają, ale można pomóc im sobie przypomnieć.Zabiło raz.Było to mocne szarpnięcie, głuche uderzenie.Wykonałojeden cykl, pozbyło się krwi i ponownie napełniło.Wykres na monitorzezadźwięczał raz.Wokoło stołu czekaliśmy na drugie uderzenie i trzecie,i.Cisza.407Twarz Royera zmarszczyła się w oczekiwaniu.Sięgnąłem poelektrody i powiedziałem spokojnie:- Napięcie sto.Pielęgniarka zaczekała, aż zapali się zielona lampka, i skinęła w moimkierunku.Przyłożyłem elektrody do serca Annie i powiedziałem:- Gotowe.Serce szarpnęło gwałtownie, prawie oswobadzając się zelektryczności, która przez nie przepłynęła, a następnie znieruchomiało.Powtórzyłem:- Napięcie dwieście.Oczy Royera badały moją twarz, gdy ja wpatrywałem się w serceAnnie.Podskoczyło ponownie i ucichło, bezwładne i bez reakcji.Przerwałem, przebiegłem myślami raz jeszcze przez cały proces.Wszystko przebiegało idealnie.Dlaczego nie zaczyna bić?Potrząsnąłem głową i wyszeptałem, wiedząc, że to będzie już ostatniraz:- Napięcie trzysta.Zapaliła się zielona lampka, a ja skierowałem napięcie w miejsce, wktórym zakołysało sercem i wykonało ono skurcz, szarpiąc gwałtownieszwy, które je przytrzymywały.Odstawiłem elektrody i czekałem, aleserce Annie nawet nie drgnęło.Sięgnąłem do środka, objąłem je palcami imasowałem, pompując samemu.Starałem się przekazać mu życie zapośrednictwem własnej ręki.Czułem, jak napełnia się i opróżnia przykażdym uścisku.I za każdym razem opadało bezwładne, miękkie w mojejobolałej dłoni.Ściskałem je tak przez dłuższy czas, aż zacząłemodczuwać skurcze.Po około dziesięciu minutach znieruchomiało.Royer położył rękę na moim ramieniu i pokręcił głową.Wokół naspielęgniarki zaczęły płakać.Lekarz główny od-408wrócił się od stołu, perfuzjonistka zakryła twarz rękami.Royerspojrzał na zegar:- Czas zgonu, jedenasta jedenaście.Łzy napłynęły powoli.Początkowo wąskim strumykiem, potem rzekąTallulah.Po raz pierwszy od czasu śmierci Emmy dałem się ponieśćprądowi wody.Lata tłumionego bólu, hamowanego gniewu ipowstrzymywanego smutku porwały mnie i rzuciły w kierunku zapory.Gdy tam dopłynąłem, woda przelała się, skruszyła beton i zalała dolinę udołu.Przechyliłem się do tyłu, rozrzucając narzędzia po sali.Odbiłem się odsterylnego stołu ze stali nierdzewnej, uderzyłem o podłogę ipodciągnąłem kolana pod klatkę piersiową, nie będąc w stanie złapaćpowietrza.Otworzyłem oczy mojego umysłu, starając się podciągnąć zcałych sił, ale nie mogłem dotrzeć do powierzchni.Pode mną rozpostarłosię stare miasto Burton, pochwyciło mnie za kostki i pociągnęło na dno wkierunku ciemności i ruin.Walcząc, młócąc wodę, krzyczałem doCharliego, do lekarzy: „Napięcie trzysta!" -a potem do Emmy: „Obudźsię! Wytrzymaj! Nie odchodź!".Później pomyślałem o żółtej sukience, ożółtej wstążce powiewającej na wietrze, o małej dziewczyncewykrzykującej wniebogłosy - „Lemoniaaaada!".I o tym, jak coś obudziłosię we mnie w chwili, gdy ją zobaczyłem.Moje ciało drżało.Krzyczałem głośno pomimo bólu.Z każdymspazmem, czyniąc pokutę z powodu wyrzutów sumienia głębokozakorzenionych w mojej duszy, za smutek, który nie zna granic, i wstyd,którym byłem.Tam właśnie uświadomiłem sobie, że istnieją takiegrzechy, za które nigdy nie przestanę płacić.Głęboko, pośród zielonego, mętnego chłodu blisko dna, zobaczyłemEmmę.Płynęła do mnie, a na jej piersiach nie dostrzegłem blizny.Musnęła mnie w podbródek, pocałowała w policzek i pociągnęła wkierunku Annie, leżącej nieru-409chomo, zimnej i martwej na stole operacyjnym.Jak tylko ją ujrzałem,Emma znikła.Annie leżała nieruchomo, w zimnej otwartej ranie pośrodku klatkipiersiowej znajdowało się martwe serce.Na stole, obok mnie, stał dzban.Przez jego liczne pęknięcia, dziury i szczeliny wyciekała woda,rozlewając się po stole, ściekając na podłogę i otaczając mnie zewszystkich stron.Próbowałem podnieść dzban jedną ręką, ale był zaciężki.Pochyliłem się, zdjąłem go ze stołu i wylałem wodę na Annie.Strumień obmywał ją z krwi.Im więcej wody wylewałem z dzbana orazim dłużej to robiłem, tym czystsza się stawała, ale tym cięższy stawał sięrównież i dzban.Z każdą upływającą sekundą serce Annie wypełniało siękrwią, jej pierś zaczęła zasklepiać się - bez śladu blizny.Dzban ciążył mi coraz bardziej, stawał się zbyt ciężki.Poślizgnąłemsię, ale odzyskałem równowagę i utrzymałem strumień skierowany nanią.Nie mogąc go utrzymać, zacząłem krzyczeć, walcząc z ciężaremwszystkiego.Nie mogąc już dłużej go utrzymać, uniosłem dzban wysokoi wylałem wodę na nas oboje.Stając pod kaskadą wody, obmyłem się.Iprzez jedną krótką chwilę stanąłem czysty.A potem moje dłonie poddałysię i dzban upadł, rozbijając się, roztrzaskując o kamienną podłogę podnami.Hałas wstrząsnął mną.Otworzyłem oczy, zerwałem maskę, a mojepłuca wypełniły się wilgotnym powietrzem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]