[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czegóż można się było spodziewać po synu takiej kobiety?! Ale u Actonów nie zdarzyło się nigdy nic podobnego.Mój syn musi być godny swoich przodków i tradycji rodu!Poczucie humoru pomogło Mercy jakoś znieść tę scenę.Księżna opadła na oparcie fotela i wpatrywała się w nią bacznie, z pewnym współczuciem.Spodziewała się widocznie, że dziewczyna wybuchnie rozpaczliwym płaczem na wieść, że nie uda jej się poślubić Actona.Mercy doszła do wniosku, że nie może urazić macierzyńskiej dumy.- Och!W ostatniej chwili udało jej się zamienić wzbierający w sobie śmiech na bolesne westchnienie.Zwiesiła głowę, wargi jej drżały.- Przykro mi, moja droga - powiedziała księżna - lecz musiałam ci wyjaśnić sprawę.Mam nadzieję, że nie włożyłaś w to zbyt wiele serca.Acton potrafi być czarujący.Mercy pociągnęła nosem.Doszła do wniosku, że trzy chlipnięcia wystarczą.- Jestem wstrząśnięta, wasza książęca mość.Ale postaram się przeżyć to.rozczarowanie.Księżna poruszyła się niespokojnie.Było to całkiem niezgodne z jej charakterem.Mercy natychmiast zapomniała o chlipaniu.- Czy księżna pani ma coś więcej do powiedzenia?- Tak.- Starsza dama usztywniła plecy i odwróciła nieco głowę.Siedziała niczym królowa, opanowana i władcza, patrząc Mercy prosto w oczy.- Jako twoja opiekunka i pani domu, w którym gościsz, uważam za swój obowiązek uprzedzić cię, że w przypadku lorda Perth sprawy przedstawiają się tak samo jak z Actonem.Nie rób więc sobie złudnych nadziei.bez względu na to, jak osobliwie zachował się kilka minut temu.Mercy była jak ogłuszona słowami księżnej.Nie spodziewała się, że jej nie w pełni skrystalizowane marzenia - tak delikatne i kruche, iż nie przyznawała się do nich nawet przed sobą - zostaną tak brutalnie obnażone i zniszczone.Nie miała żadnej obrony przed tym atakiem.Wpatrywała się tylko w surową twarz księżnej, czując się naga i bezbronna jak nigdy dotąd.Krew dudniła jej głucho w skroniach.Pokój stał się nagle zbyt wielki, zbyt zimny.Powinna była przewidzieć ten cios.Wolała jednak przymykać oczy na rzeczywistość i cieszyć się każdą chwilą spędzoną w towarzystwie Harta jak nowym darem losu.Nie myślała o przeszłości ani o przyszłości.Nie odważyła się nazwać rosnącego w niej uczucia.Miłości.Boże, zlituj się! Pokochała Harta Morelanda, dla którego arystokratyczne tytuły i pozycja w wielkim świecie znaczyły tyle, że poświęcił dziesięć lat własnego życia, by zapewnić je swoim siostrom.Ach, ty idiotko! - mówiła sobie w duchu.Łudziłaś się, że Hartowi zależy na tobie! Drżałaś ze szczęścia, kiedy wpadł do twego pokoju! Przechowywałaś niczym skarb wspomnienie serca trzepoczącego pod twoim policzkiem.ramion unoszących cię tak lekko do góry.zapachu tytoniu i wełny.warg całujących cię tak.tak namiętnie, jak lubiłaś sobie wmawiać!- Być może, pan Hillard nie będzie miał nic przeciwko małżeństwu z Amerykanką - odezwała się po chwili księżna.Mercy omal nie wybuchnęła płaczem.- Jest w zażyłych stosunkach z księciem Walii, a on przepada za twoimi rodaczkami.Poza tym Hillard nie ma tytułu, więc nie musi tak zważać na czystość krwi.Łzy polały się wreszcie, gorące, gorzkie i niepowstrzymane.Mercy otarła je ręką, odwracając twarz do okna.- No cóż, moja droga.- mówiła księżna sztywno i z przymusem.- Może jakiś węgierski hrabia albo francuski diuk? To w końcu tylko czcze tytuły.- Proszę mnie zostawić samą! - wykrztusiła Mercy.- Doprawdy.Wielkie nieba! - W głosie księżnej brzmiało oburzenie.Ta mała wyprasza ją bez ceremonii?! Mercy usłyszała szelest spódnic i stukot obcasów.- Postaraj się opanować.- Była to wyraźna nagana.Mercy omal się nie roześmiała przez łzy.O, nie! Rzeczywiście nie zachowywała się jak dama! Ale prawdziwa dama trzyma swoje serce na uwięzi, by nie mogło roztrzaskać się o lodowaty mur ozdobiony tarczą herbową.- Zrobię dla ciebie, co się tylko da.Może po powrocie do Londynu zapoznam cię z którymś z rosyjskich książąt.Albo znajdę jakiegoś włoskiego hrabiego - obiecała księżna.Drzwi otwarły się z lekkim skrzypnięciem i natychmiast zamknęły.Mercy ukryła twarz w dłoniach.Księżna wdowa mogła ją kusić tytułami, herbami, odznaczeniami i dobrami ziemskimi całego świata! Co jej po tym?!Ona chciała rewolwerowca!Świt znaczył już horyzont cieniutką srebrną koronką.Hart wyglądał przez okno sypialni.Niewiele dziś spał.Zresztą przeważnie tak bywało.Wczoraj nie zszedł na obiad, tylko znowu pojechał do Londynu.Przeczesał całe Soho, szukając śladów Willa Coltrane’a.Nie odnalazł go, ale spotkał wielu podobnych do niego.Ludzi o pustych oczach i zrujnowanych marzeniach.Mężczyzn szukających zapomnienia i kobiet pragnących przetrwać za wszelką cenę.Rozpacz, wyrzuty sumienia, rezygnacja.Widywał wielu takich nieszczęśników pod wojskowym namiotem w Afryce Północnej, w zatłoczonych portach Dalekiego Wschodu, na bydlęcych targach w Ameryce i w eleganckich stolicach Europy.Zresztą wystarczyło spojrzeć w lustro!Wreszcie, kilka godzin po północy, jakiś elegant o szklanych oczach powiedział mu, że niedawno spotkali się przy fajeczce z Willem Coltrane’em.Hart starał się wycisnąć z niego coś więcej.Wiedział, że pojęcie czasu właściwie nie istnieje dla narkomana.Ten jednak upierał się, że naprawdę zna Coltrane’a.- Uroczy chłopak, mimo amerykańskiego akcentu - mówił.- Wielka szkoda, że został bez grosza.Od razu zmienił się na gorsze.Zrobił się jakiś.natarczywy.- Przygodny znajomy zmrużył oczy i popatrzył na Harta z zakłopotaniem.- Właściwie, dlaczego.- zastanawiał się głośno - mentor Willa nie wyratował go z kłopotów finansowych?Mentor? To słowo przyciągnęło uwagę Harta.Jaki mentor? Kto nim był? Dowiedział się, że był to dyskretnie ubrany, kulturalny Anglik.Chyba wysoki, dość barczysty.Włosy ciemne.jasne? Nie wiadomo.Zawsze miał na głowie duży kapelusz.Elegant nie umiał powiedzieć nic więcej.Niewiele go to obchodziło.Hart wrócił do rezydencji Actonów z zamętem w głowie.Kim był przewodnik Willa po londyńskim piekle? I co ważniejsze, kto ponosił odpowiedzialność za wypadki Mercy? Im dłużej Hart nad tym się zastanawiał, tym bardziej wątpił, że był to zbieg okoliczności.Choć starał się odpędzić tę myśl, najbardziej podejrzany wydawał mu się jej brat.Tylko Will odniósłby materialne korzyści ze śmierci Mercy.A zdesperowany narkoman zdolny jest do wszystkiego.Hart dobrze o tym wiedział.Ale jak Will Coltrane mógłby zaaranżować te dwa „wypadki”? Czyżby ukrywał się na terenie posiadłości Actonów? Mało prawdopodobne, by jego obecność nie została zauważona!Hart pewien był tylko jednego: nie może wspomnieć Mercy o swoich podejrzeniach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]