[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nic trwa³ego - zauwa¿y³a Lilka z trosk¹.- - Wszystko ruchome, szczególnieten Antoœ.- Najgorsze jest to, ¿e Edyta doskonale wie, gdzie co chowa³a - powiedzia³a zirytacj¹ Teresa.- To tylko my tacy ciemni jak tabaka w rogu.Mo¿e by j¹ w takim razie podpatrzeæ? - zaproponowa³a Lucyna.- Udaæ, ¿e siêwynosimy, zostawiæ jej plac boju i zobaczyæ, co zrobi.- Babcia siê sp³aka³a, ¿e to jakaœ zaraza i oskuba³a wszystkie gêsi i kaczki,¿eby chocia¿ pierze ocaliæpowiedzia³a moja mamusia w rozpêdzie.- Potem to wszystko wytrzeŸwia³o i takie³yse chodzi³o.Nie wiem, co ci przyjdzie z podpatrywania, zabierze to iucieknie.Bêdziesz j¹ ganiaæ po polach i lasach?- Ja tam w ogóle nie rozumiem, dlaczego wy nie zawiadomicie milicji - odezwa³siê nagle ojciec, wyraŸnie zdegustowany.- Chocia¿ znów z drugiej strony, tochyba jest ju¿ przedawnione?- Co jest przedawnione? - spyta³a Lucyna.To przestêpstwo.Ju¿ minê³o przesz³o dwadzieœcia lat.- Jakie przestêpstwo? - zdziwi³a siê ciocia Jadzia.O czym ty mówisz?No przecie¿ wyraŸnie s³ysza³em, ¿e ta osoba, ta panna Edyta, utopi³a w studniswoje nieœlubne dziecko.Tutaj, w Toñczy.S³ysza³em, jak o tym mówiliœcie, mniesiê to nie podoba i nie ¿yczê sobie mieæ z ni¹ do czynienia.Milicja powinnasiê tym zaj¹æ, a ja bym móg³ spokojnie iœæ na ryby.Nie mog³am wrzasn¹æ do ojca sprostowania, bo rozleg³oby siê po ca³ej wsi, arozmawialiœmy wszak na tym pustym polu, z dala od krzewów i zaroœli, specjalniepo to, ¿eby nas nikt nie us³ysza³.Korekty wybuch³y zatem wszystkie razem pokrótkiej chwili milczenia, wywo³anego zaskoczeniem, bo jak zwykle ojciecpowiedzia³ coœ, czemu nie sposób by³o zaprzeczyæ w jednym zdaniu.I jak zwykle,któraœ czêœæ tej uwagi zawiera³a w sobie genialne sedno rzeczy.Dzia³alnoœæ panny Edyty, opinie o pomys³ach ojca, przypominanie sobie Toñczysprzed lat, propozycje aktualnych poczynañ, wszystko zmiesza³o siê w jedenrejwach.Okrzyki przeczy³y sobie wzajemnie.Kiedy ona tu by³a i czy ta drugagrusza ros³a, byli Niemcy, nie by³o Niemców, wujek ¿y³, wujek umar³, Teresawidzia³a Toñczê ostatnia, jakie znowu dziecko w studni, wcale nie w studni,studnia.zaraz.Co siê sta³o ze studni¹?- W³aœnie - powiedzia³am.- Gdzie studnia? Sk¹d bra³aœ wodê dla tego konia,który ciê ci¹gn¹³ za w³osy?- Ze studni - powiedzia³a moja mamusia, nieco zaskoczona.- Rzeczywiœcie, niewidzê studni.- Jest w pokrzywach - oznajmi³a Lucyna.- O ma³o do niej nie wpad³am.Le¿¹ naniej jakieœ deski, ale przewa¿nie po³amane.Nic siê w niej nie da utopiæ, bosucha jak pieprz i pe³na œmieci.- Co was obchodzi studnia, macie tu jakieœ nieœlubne niemowlê do topienia czyco? - zirytowa³a siê Teresa.- Ona zostawi³a dziecko u tej baby na koñcu wsi,zaraz, jak ona siê nazywa³a, Koczkodan, czy coœ takiego, ju¿ dawno nie ¿yje.- Koczkowa - poprawi³a moja mamusia.- Jaka szkoda, taka dobra woda z niejby³a.Mia³a g³êbokoœci siedem metrów, ale woda by³a ju¿ od piêciu.- A jak siê j¹ ci¹gnê³o? - spyta³am z mimowolnym zaciekawieniem.- Czym? Korb¹?¯urawiem?- Dr¹giem - odpar³a moja mamusia, rozmarzona wspomnieniami.- Tak¹ d³ug¹¿erdzi¹ z hakiem, o który zaczepia³o siê kube³.- I ten kube³ nie zlatywa³? - zainteresowa³a siê Lilka.- Nie gubi³o siê go wwodzie?- Owszem, gubi³o siê.Ale rzadko.Raz komuœ zlecia³ cebrzyk, nie pamiêtam komu,to znaczy ten ktoœ siê nie przyzna³, bo dosta³by lanie od dziadka.I tencebrzyk ju¿ tam zosta³ na zawsze, nie uda³o siê go wyci¹gn¹æ.- Jakim sposobem dr¹g móg³ siêgn¹æ tak g³êboko? By³ zrobiony z dwóch.Naszdziadek sam je ³¹czy³i ci¹gle poprawia³.I w ogóle ta studnia by³a obudowana, mia³a daszek idrzwiczki I takie kamienne obmurowanie.Nie wiem, gdzie siê to wszystkopodzia³o.Teresa rozz³oœci³a siê na nas, ¿e glêdzimy, zamiast snuæ twórcze projekty.Marek popar³ j¹ ze zdumiewaj¹c¹ gwa³townoœci¹, przychylaj¹c siê zarazem dozdania Lucyny, która obstawa³a przy podgl¹daniu panny Edyty.Ciocia Jadzianieœmia³o przeb¹kiwa³a o tej drugiej gruszy.Zabrak³o mi papierosów, komarygryz³y, porzuci³am wiêc rodzinê i uda³am siê do wozu Maryœki po now¹ paczkê.Wóz by³ oœwietlony, bo Henryk doprowadzi³ pr¹d od wsiowej linii napowietrznej.Oprócz wozu œwieci³ tak¿e i ksiê¿yc, widocznoœæ by³a zatem zupe³nie niez³a.Zamiast wejœæ od razu na schodki ganeczku,' uczyni³am kilka kroków w kierunkucha³upy, nie wiadomo po co, zapewne dlatego, ¿e myœla³am o studni, którapowinna by³a znajdowaæ siê gdzieœ tam w pokrzywach.Uczyni³am te kilka kroków izatrzyma³am siê, bo z daleka wyda³o mi siê, ¿e coœ widzê.Sta³am tak doœæ d³ug¹ chwilê bez ruchu.Widzenie jakby zintensywnia³o.Coœtkwi³o miêdzy ³aweczk¹ i pokrzywami, coœ, czego chyba nie by³o tu w dzieñ.Przestraszy³am siê œrednio, bo w koñcu rodzina znajdowa³a siê blisko i w ka¿dejchwili mog³a mi siê rzuciæ na pomoc, nie mniej nie czu³am jakoœ w sobienieprzepartej ochoty na podchodzenie tam i sprawdzanie, co to takiego.Zdrugiej strony ciekawoœæ nie pozwala³a mi wracaæ.Z tej rozterki zaczê³ammyœleæ.Bardzo szybko wymyœli³am dyplomatyczne posuniêcie.Powiedzia³am zachêcaj¹co:"kici, kici", odczeka³am chwilê, powtórzy³am zew, po czym odwróci³am siê, jakosoba, której kocie towarzystwo jest w gruncie rzeczy obojêtne i oddali³am siêza wóz, w g³êboki, czarny cieñ drzew i krzewów.Stamt¹d zaczê³am podpatrywaæ.Ktokolwiek czai³ siê przy studni, powinien myœleæ, ¿e ja o tym nic nie wiem.G³osy rodziny zabrzmia³y donoœniej, ktoœ tam siê podniós³ z pozycji siedz¹cej,poruszyli siê, jakby zamierzali wracaæ do wozu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl