[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nie znalazłby logiczniej szego powodu do siedzenia sobie na ławce niż niespieszne jedzenie lunchu.Chloe wymyśliła to naprawdę dobrze, może nawet kiedyś usłyszy od Wadea słowa uznania za inicjatywę i odwagę, ale najpierw dostanie burę za wystawianie się na niebezpieczeństwo.Nagle zza rogu wyłonił się zielony osobowy samochód, minął kwiaciarnię i restaurację, zblizając się do ratusza, zwolnił, minął ławkę, na której siedziała Chloe.Instynkt Wade’a zadziałał szybciej niż jego umysł.Nim zdołał rozpoznać człowieka siedzącego za kierownicą, już trzymał broń w ręku i gnał przed siebie długimi susami.Przez moment miał nadzieję, że Ahmad może przeoczył Chloe, lecz samochód skręcił gwałtownie, zahamował z piskiem opon, wyskoczyło z niego czterech mężczyzn, którzy rzucili się wjej stronę.Właśnie zdążyła sięgnąć po kubek.Słysząc hałas, obróciła się ku napastnikom.Zielony samochód stał dokładnie pomiędzy Hazarami a Wade’em, który dopadł go i wykorzystał jako osłonę.Oparł przedramiona na masce, wycelował broń.- Stać! - krzyknął.- Ręce do góry!Mężczyźni obejrzeli się i w ułamku sekundy rozproszyli się, szukając kryjówek, któryś wystrzelił, kula przeleciała nad samochodem, Wadę schował się na moment, ale nie odpowiedział ogniem, gdyż bał się, że trafi Chloe.Ahmad musiał się tego domyślić, gdyż wyskoczył zza pnia dębu, popędził ku przyrodniej siostrze.Próbowała uciekać, lecz dogonił ją szybko, a wtedy Wadę zamarł, kompletnie sparaliżowany grozą, czekając na błysk noża.Ahmad wykręcił swojej ofierze rękę do tyłu i używając Chloe w charakterze żywej tarczy, zaczął się wycofywać.Chwilę potem oboje znikli we wnętrzu sklepu z pamiątkami.W tym samym momencie z gwałtownie otwartych drzwi ratusza wypadło dwóch mężczyzn, Nat Hedley i umundurowany funkcjonariusz.Trzej Hazarowie widząc, że w następnej chwili mogą zostać wzięci w krzyżowy ogień, rzucili się do ucieczki, funkcjonariusz pognał za nimi, tymczasem Nat, tak samo jak Wadę, pobiegł w stronę sklepu.Znaleźli się na miejscu jednocześnie, przylgnęli plecami do muru po obu stronach wejścia, trzymając broń gotową do strzału.- Wybacz, że nie byłem szybszy - rzekł Nat, starając się złapać oddech.- Zatrzymał mnie zastępca szeryfa, trzeba było dzwonić do Roana, żeby potwierdził, kim jestem.- Trudno.- Wadę zacisnął zęby, gdyż od tych wszystkich gwałtownych ruchów rana w boku zaczęła go znowu boleć, paląc żywym ogniem.Zaryzykował, nachylił się i rzucił okiem do wnętrza sklepu.Nic się tam nie poruszyło, nikt do niego nie strzelił.Skinął przyjacielowi głową.- Teraz!Wpadli do środka, gdzie ujrzeli jedynie ekspedientkę, która stała niczym zmieniona w słup soli, trzymając w jednym ręku porcelanowego indyka, a w drugim metkownicę.- Gdzie oni są? - warknął Wadę.Przerażona kobieta odzyskała zdolność ruchu, wskazała przejście wiodące na zaplecze, oczy miała przy tym wielkie jak wypalane z gliny dynie, które leżały przed nią na ladzie.W następnym pomieszczeniu, wąskim, lecz długim, Wadę ujrzał metalowe drzwi na jego przeciwległym końcu, właśnie domykały się automatycznie.Mając Nata tuż za plecami, pobiegł wzdłuż półek z kartonowymi pudłami, rąbnął ramieniem o drzwi, zbiegł po chwiejnych schodkach w wąską alejkę i znalazł się przed rampą ładowniczą składu nasion i pasz.Ahmad i Chloe znikali w jego tylnych drzwiach.Nat skierował się ku stopniom wiodącym na rampę, lecz Wadę, nie tracąc czasu, wskoczył na nią z rozbiegu i wpadł do składu.Ze znajdującego się od frontu sklepu dobiegały głośne przekleństwa starego Zacha Buchanana, znanego w całej okolicy z tego, że co ładniejszym ogrodniczkom chętnie sprzedaje cebulki kwiatowe niemal za połowę ceny, a dla bezpieczeństwa trzyma pod ladą śrutowkę z podwójną lufą.Po soczystej wiązce zapadła martwa cisza.Wadę już był w sklepie, jednym rzutem oka ogarnął sytuację i zmarł w pół kroku.Właściciel mierzył ze strzelby do Ahmada, który zasłaniał się zakładniczką, przyciskając czubek noża do jej białej szyi.Na ten widok Wade’a ogarnęła wściekłość, przerażenie i bolesne uczucie deja vu.Już dwa razy zabito przy nim kobietę.Tym razem nie mogło się to tak skończyć, po prostu nie mogło.- Rzućcie broń - zażądał Ahmad, patrząc na Wade’a.- Albo poderżnę jej gardło jak kurze.Zach należał do pokolenia, które wychowało się na westernach i w napiętych sytuacjach miało zwyczaj używać języka z filmów.- Nie wiem, co ta kolorowa skóra gada - wycedził, również zwracając się do Wade’a.- Ale nie podoba mi się jego gęba.I cholernie mi się nie podoba, jak traktuje damę.- Słusznie, kurwa - zgodził się z całym przekonaniem Nat, zjawiając się w progu.Wadę popatrzył Ahmadowi w oczy i rzekł w języku pasztu:- Przelej choć jedną kroplę jej krwi, a osobiście wyślę cię do piekła.- Nie dbam o to.Okryła hańbą siebie i imię mojej rodziny.- Tak, tak, znowu ta stara opowieść.Ale Chloe nie należy do twojej rodziny, nie należała i nigdy nie będzie należeć.To, co robi, nie ma nic wspólnego z tobą.- Mój ojciec ją przyjął do rodziny.Ja ją przyjąłem.Jest nasza.Wadę zjeżył się, słysząc to roszczenie.Jest moja, pomyślało coś w nim, moja, moja.Oczywiście nie miał prawa powiedzieć tego na głos.- Chloe należy do samej siebie i do tego kraju.Jest Amerykanką.- No tośmy chyba utknęli w martwym punkcie - mruknął Zach.Zapanowała pełna napięcia cisza.Przez oszklone drzwi sklepu wpadały promienie słońca, tworząc na podłodze żółtą plamę, drobinki kurzu wirowały powoli w snopie światła, w powietrzu unosiła się charakterystyczna woń, na którą składał się zapach mączki bawełnianej, używanej na paszę, pestycydów oraz suchej karmy dla psów.Wadę znał tę mieszankę zapachów od dziecka, gdyż razem z ojcem przyjeżdżał do składu Zacha setki razy, nie było to jednak miejsce, w którym chciałby decydować o sprawach życia i śmierci.- Czekajcie - odezwała się Chloe, co prawda trochę zmienionym głosem, ale i tak znacznie spokojniej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać po zakładniczce z nożem przy szyi.- Przestańcie sobie grozić.Pójdę z tobą, Ahmadzie, dostaniesz cały spadek po moim ojcu, jeśli wyrzekniesz się zemsty na tym człowieku.- Nie! - krzyknął Wadę.Owszem, przypuszczał, że właśnie na tym polegał jej plan, ale co innego domyślać się czegoś, a co innego usłyszeć potwierdzenie swoich przeczuć.- Mam się wyrzec? Mej słusznej zemsty?Mego dżihadu? - Ahmad przycisnął mocniej nóż, którego czubek zabarwił się na czerwono.Przez twarz Chloe przebiegł skurcz.Próbowała odsunąć głowę w bok.- Tak, bracie, słusznie czujesz do niego gniew za mieszanie się w sprawy rodziny, Wadę jednak nie mógł postąpić inaczej, mój ojciec na łożu śmierci wymógł na nim obietnicę, że pojedzie do Hazaristanu i zabierze mnie do Ameryki.Wypełnił przyrzeczenie, nie ma więcej zobowiązań, więc odejdę z tobą.- Ale on nie chce cię puścić.- Jak widać, Ahmad słuchał uważnie, choć dalej mówił agresywnym tonem.- Pogodzi się z moją decyzją dla dobra swojej rodziny.Mówiła do Ahmada, lecz Wadę wiedział, że mówiła również do niego, żądając, by ustąpił i pozwolił jej iść z tamtym.Owszem, doceniał podobną gotowość do poświęcenia, lecz prędzej sam zginie, niż odda Chloe w ręce morderców.- Dostanę te pieniądze dzisiaj? - spytał Ahmad.- Chcę je w dolarach.Przełknęła nerwowo, a ponieważ miała nienaturalnie wygiętą szyję, było to dla wszystkich doskonale widoczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]