[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Późna jesień.Królowa Roku spoczywa znużona na posianiu z mchu i siana, smutnie patrzy w gwiazdy.Mąż stoi przy niej.Wiatr ostry przemknął pomiędzy drzewami i zabrał chmurę liści; na gałązce obnażonej usiadł motyl, może ostatni motyl tego roku.Upłynęły dni i tygodnie.Mgła wilgotna i chłodna owijała ziemię mokrą chustą, wiatr niósł lodowe igły, noce stały się długie, ponure.Pan, władca roku, sam stanął wśród pola; biały włos mu opada na ramiona, ale on nie wie o tem, myśli, że to płatki śniegu, które z chmur spadają i cienką warstwą okryły już pola.Dzwon z kościołka ogłosił wieczór wigilijny.— Oto dzwon Narodzenia — szepnął do siebie Król Roku.— Za chwilę mój następca przyjdzie na świat, a ja będę mógł odejść, tak jak żona moja.Na spoczynek ku jasnym gwiazdom!Pod zieloną sosną, na której śnieg leżał, w głębi lasu stał anioł z białemi skrzydłami i zwiastował młodym drzewkom wesołą nowinę.— Radość ludziom i ptakom i drzewom zielonym i wszelkiej żyjącej na ziemi istocie! — wyrzekł starzec na wzgórzu, skąd panował wzrokiem nad całą okolicą.— Dla mnie wybiła godzina spoczynku — nowy Król i Królowa otrzymują berło, władzę nad światem.— Władza przy tobie jeszcze — odpowiedział Anioł — ona, a nie spoczynek jeszcze twym udziałem! Czuwaj, aby śnieg, leżąc na ziemi, ogrzewał młode zasiewy.Spełniaj obowiązek już nie jako władca, ale jako podwładny! Ucz się żyć nie dla siebie, o sobie zapomnij! Godzina wyzwolenia dla ciebie wybije, kiedy się Wiosna zjawi.— Kiedyż ona przyjdzie? — zapytała Zima.— Gdy bociany powrócą.Na wysokim pagórku siedzi starzec pochylony, w białej odzieży; długie białe włosy spadają mu na plecy, biała broda piersi osłania.Ciężar przeżytych dni spoczął na barkach jego i przygniótł je mocno, lecz władza jego potężna jak wicher, co burzę niesie śnieżną, jak lodu okowy.Siedzi na wzgórzu przygarbiony, cichy i patrzy na południe, jak jego poprzednik.Śnieg skrzypi, a lód trzeszczy pod nogami, łyżwy rysują błyszczącą powierzchnię zamarzłego jeziora.Kruki i wrony tworzą plamy czarne na białym śniegu — i cisza.Zima ścisnęła pięść i lód grubieje, łączy mocno ląd z lądem.Wtem z miasta przyleciało stado wróbli i zobaczywszy starca, zapytały:— Kto to?A kruk na płocie, ten sam albo inny, lecz zupełnie podobny, odpowiedział znowu:— To Zima, to Rok stary, nie umarł on wcale, chociaż tak napisano w kalendarzu, lecz oczekuje tu na młoda Wiosnę, której jest opiekunem.— A kiedyż ona przyjdzie? — dopytywały wróble.— I my czekamy na nią, bo z nią zaczną się lepsze czasy, lepsze panowanie.Stary już do niczego.Starzec w zadumie patrzał na las poczerniały, ogołocony z liści, na gałęzie nagie, ale kształtne i silne, pnące się ku górze, i głowa zwolna na pierś mu opadła.A nad lasem zawisła mgła zimna, lodowa i powoli spuszczała się ku ziemi.Tymczasem stary władca śnił o dniach młodości, o dniach poczucia siły i dniach szczęścia; a nazajutrz o świcie las stał jak marzenie, biały i czysty, strojny brylantami szronu, uroczy niby zaklęte królestwo.To sen zimowy.Słońce Otrząśnie biały szron z gałęzi.— A kiedy przyjdzie Wiosna? — świegotały wróble.— Wiosna! — powtórzyło echo od pagórka.— Wiosna! — rozległo się w lasach bezlistnych.— Wiosna! — mknęło przez pola daleko, bez końca.Słońce błysnęło cieplej, śnieg pociemniał, ścieniał, ptaki zaświergotały: — Wiosna! Wiosna! Wiosna!Wysoko od południa leci pierwszy bocian, drugi tuż za nim; na szerokich skrzydłach niosą dwoje dzieci.Zatrzymały się na szerokiej łące, — dzieci witają ziemię pocałunkiem, a potem śpieszą do białego starca.Mgła zasłoniła wszystko, czy wraz z nią wiatr uniósł i sędziwego władcę, który siedział na pagórku?Śladu po nim nie pozostało.— Bardzo dobrze, bardzo dobrze! — szczebiotały wróble.— Wszystko to bardzo pięknie, lecz zupełnie nie podług kalendarza, który wszystko przekręca.MOTYLEK.Motyl chciał wybrać sobie piękną żonę, więc naturalnie, zwrócił się do kwiatów.W ogrodzie było ich pełno.Spojrzał ciekawym wzrokiem i zauważył zaraz, iż każdy stoi na swojej łodyżce skromnie i prosto, jak młoda panienka.Wszystkie zresztą były ładne i podobały mu się, więc wybór trudny.Co tu robić?Nie lubił się zastanawiać i rozważać długo, to takie nudne rzeczy! Uciekał zawsze od wszystkiego, co było podobnem do pracy, i teraz postanowił się wyręczyć.Udał się do "Margaritki" która — jak wiadomo — jest dobrą wróżką, złożył pocałunek na każdym płatku jej białej korony, bo z natury był czuły i serdeczny, — potem przemówił:— Najdroższa, najmądrzejsza pani Margaritko, — wiem, że nikt nie dorówna ci w mądrości, że umiesz przepowiadać przyszłość.Bądź więc tak dobrą i powiedz mi, który kwiatek mam wziąć za żonę? Nie chciałbym się oświadczać nadaremnie, ty wiesz, który mię kocha, więc za twoją radą pójdę bez namysłu.Ale Margaritka nic mu nie odpowiedziała.Była obrażona, że ją nazwał "panią, " kiedy też należała do młodych panienek; przecież to powinien zauważyć! Przytem tylko starsze panie całuje się w płatki korony, na znak uszanowania, ale z panienkami tak postępować jest nieprzyzwoicie.Więc nie odpowiedziała.Motyl zapytał raz drugi i trzeci, — napróżno.Bardzo go to zadziwiło, ale że bał się nudów i kazania, więc odleciał, nie przepraszając.I sam da sobie radę.Był to piękny dzień wiosny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]