[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W imię Ojca.- przeżegnała się - pierwszy raz słyszę.- I złapali go wtedy w Popradzie razem z.- zerknął do papierów - z Romanem Buńdą.Może wiecie, co się stało z Buńdą?- Z Buńdą? No dyć ludzie mówią, co Romek nie żyje.- Ale twój Andrzej żyje.- Chwała Bogu! - uniosła ręce ruchem pełnym dziękczynienia i nagle zmieniła ton.Uśmiechnęła się niemal chytrze i zapytała niewinnie: - Panie, może wiecie, co się z nim stało?Tessler zerwał się gwałtownie, zacisnął pięści i stanął przed nią pełen niepohamowanej wściekłości.- Dość tej zabawy.My dobrze wiemy.Aresztowali go na Słowacji, ale przedtem był u was w domu.Kobieta z jeszcze większym mistrzostwem udała zdumienie.- W imię Ojca.przecie wam mówię, że go od wojny nie widziałam i nie wiem, co się z nim dzieje.Nic innego powiedzieć wam nie mogę.- Dość! - przerwał jej gestapowiec.- Zaraz zobaczymy.- Nacisnął umocowany pod blatem biurka dzwonek.- Zaraz zobaczymy - powtórzył z kpiącym uśmiechem.Bukowa zastygła w zupełnym bezruchu.Coś nią targnęło boleśnie.Pomyślała, że może Jędrka złapali.Teraz przyprowadzą go tutaj albo przywloką zbitego.Tego najbardziej się obawiała.Siedziała więc w bolesnym odrętwieniu i niewidzącymi oczami patrzała na gestapowca.Ten przerzucał kartki w teczce Bukowego.Z jego warg nie schodził szyderczy uśmieszek.Naraz za drzwiami dał się słyszeć ruch.Po chwili ktoś nacisnął klamkę.W narastającym lęku Bukowa odwróciła się ku drzwiom.W sercu poczuła gwałtowny iskurcz, a w głowie paniczny zamęt.Przymknęła oczy, a kiedy je rozwarła, w drzwiach zobaczyła gestapowca prowadzącego starą góralkę.Nie poznała jej.Twarz miała bowiem zapuchniętą, siną, a jej oczy tonęły w krwistych naciekach.Oprawca pchnął kobietę na środek pokoju.Tessler zwrócił się do Bukowej:- Przyjrzyj się jej dobrze - powiedział lodowatym głosem.Bukowa uniosła dłonie do twarzy.- Jezusie, zmiłuj się.- wyszeptała i wolno przeniosła wzrok na tamtą.- Poznajesz ją? - usłyszała twarde słowa Tesslera.- Nie.- A znasz ją dobrze.To Ciułaczowa z Wałowej Góry.Bukowa zachłysnęła się własnym oddechem.- Jezusie.Władzia.Ciułaczowa stała jak posąg.Nawet nie drgnęła.Tylko jej oczy pełne niewysłowionej męki błysnęły na chwilę żywszym blaskiem, a potem nagle przygasły.Tessler skinął głową w stronę oprawcy.- Wyprowadzić - rzucił po niemiecku.Tamten chwycił Ciułaczowa za ramię i pchnął w stronę drzwi.Bukowa znowu zakryła dłońmi oczy.- No.powiedział Tessler, bębniąc palcami o krawędź biurka.- Nie poznałaś jej.I ciebie nie poznają, jeżeli nie wyśpiewasz nam wszystkiego.Ostatni raz pytam, gdzie jest twój syn? Bukowa oderwała dłonie od twarzy.- Róbcie ze mną co chcecie, a ja wam nic innego nie mogę powiedzieć.- Uniosła lekko głowę i spojrzała prosto w oczy gestapowca.Twarz jego zniekształcił gwałtowny skurcz gniewu.- Nic więcej nie macie mi do powiedzenia?- Nic.- To zobaczymy! - wrzasnął i nacisnął guzik dzwonka.Po chwili w drzwiach zjawił się ten sam oprawca, który przyprowadził Ciułaczowa.Stanął wyprężony.Bukową na jego widok ogarnęła dziwna słabość.Patrzała chwilę na jego płaską twarz, wąskie usta i oczy pozbawione blasku.Pomyślała, że on właśnie będzie ją torturował.Tessler uderzył lekko pięścią w stół.- No, Bukowa, zastanówcie się, bo nie mamy czasu.Kobieta wyprostowała się, jakby pod wpływem lęku poczuła przypływ nowych sił.- Słuchajcie - powiedziała z godnością - nic innego nie mogę wam powiedzieć.Zrozumcie, ja sama zostałam z Brońcią.Gdyby Jędrek był w domu, tobym go zatrzymała.Bo pomyślcie tylko.mój chłop nie żyje.My same w domu, roboty huk.Kto ma wedle pola chodzić, kto ma gnój rozkidywać.Panie; już mi życie zbrzydło.Sił już nie mam.- Nagle spojrzała na gestapowca.W jego oczach spostrzegła błysk zainteresowania.Pomyślała, że może go przekona i zaczęła umyślnie mówić po góralsku: - Jo tu ręce zdzirom, a mój Jędrek po Słowacji się włócy! Pockoj, Jędruś! Pockoj! - uniosła zaciśniętą pięść.- Kie wrócis doma, to dostanies po kufie.- Genug! - przerwał jej po niemiecku Tessler.Jednym szarpnięciem wyrwał z notesu bloczek i pośpiesznie coś zapisał.Naraz przeniósł wzrok na Bukową: - Słuchajcie, tym razem wam się udało.Ale będziecie codziennie meldować się o dziesiątej.Codziennie, rozumiecie? Bukowa z ulgą pokiwała głową.- No dyć.I wicie, panie, jaki to syn! Zamiast matce pomóc, to się po świecie włóczy.Jo bym go po kufie sprała - jęła pomstować po góralsku, lecz gestapowiec przerwał jej ostro.- Dość tego! Codziennie o dziesiątej - wrzasnął i zniecierpliwionym ruchem wskazał drzwi.- Raus!Kobieta ruszyła ku drzwiom.Miała wrażenie, że oprawca, który wciąż jeszcze tkwił przy drzwiach, zatrzyma ją.Szła wolno, nogi się pod nią uginały.Minęła wreszcie czarny mundur i odetchnęła z ulgą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl