[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, nie zwariował, był jeszcze w stanie obserwować siebie i oceniać.Wiedział, kiedy jego zachowanie odbiegało od normalności, a to było symptomem zdrowego umysłu.A jednak był samotny, niewiarygodnie sam.To nie była szalona myśl.Uśmiechnął się i zaczął grać – była to gra porównań.Odkrył, że jest zabawna, nawet daje satysfakcję.Wiązała go ze wspomnieniami, pozwalała czuć się jak inni ludzie, a może nawet jak bohaterowie.Bohater, tak, on był właśnie bohaterem.Człowiek, który walczy i to z przeciwnikami o wiele potężniejszymi.Pierwszą osobą był Robinson Crusoe.Gdyby tylko, pomyślał Heinz, gdyby był Robinsonem! Wyobraził sobie zieloną wyspę pośrodku błękitnego morza, które przypominało pole chabrów.Morze, ocean.Gorące Słońce, światło.Ryby, zwierzęta i Piętaszek, przyjaciel, towarzysz.Pomyślał o lodowej stacji kosmicznej.Ach, gdyby tylko był Robinsonem Crusoe! Nie, on był jeszcze bardziej samotny i jeszcze większym bohaterem.Uśmiechnął się.Był bohaterem podobnym do tych dzieci, które nocą błąkają się po chodnikach w La Paź czy Rio, same, pozbawione miejsca, gdzie można by coś zjeść i się przespać.Jak dzieci, które kładą się na chodniku i umierają.Czuł łzy w oczach i walące serce, i złość, i jeszcze płynące w nim życie.Nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego dane mu było smakować tylko gorycz samotności, udrękę, rozpacz pustki bez znaczenia, a jednak.Siedział wpatrując się w ciche ekrany.Czuł jeszcze promyk nadziei, który przypominał świecę palącą się w pustym, bardzo wysokim kościele o ciemnym sklepieniu.Musiał wytrzymać i wrócić.Wytrzymać, bo Ziemia istnieje, choć może tylko ukryta.W domu był jeszcze ktoś, kto o nim myślał, czekał na niego.Tytan ukazywał jak zwykle, ponury, lodowy, lecz fascynujący krajobraz.„Śnieżny kot” sunął na wielkich gąsienicach, pokonywał kilometry pomiędzy ostrymi lodowymi szczytami, górami i zalanym gwiazdami niebem, które zawsze ma kolor najgłębszej nocy.Siedząc w przezroczystej kopule kierowcy, Heinz pomyślał, że to było najlepsze wyjście: musiał wziąć się ponownie za program badania satelity, by nie dać się wykończyć nudzie.Pierwszy cel był oczywisty – musiał powrócić do uszkodzonej bazy numer jeden, by zreperować kamerę telewizyjną.Starał się nie myśleć o galaretowatych stworach ani o nieludzkim przekazie z ostatniej nocy.Starał się zaklasyfikować je jako efekt zbiegu okoliczności, wrażeń i wniosków bezładnego umysłu.Fioletowe światła bazy jaśniały regularnie.Heinz zatrzymał pojazd i zszedł do pomieszczenia dziennego.Wziął potrzebne narzędzia, sprawdził skafander i wyszedł.Teleskop znajdował się w tej samej pozycji, w której go pozostawił miesiąc temu.Przeprowadził kontrolę i upewnił się, że autonomiczny generator energii działał bez zarzutu; uszkodzona była tylko kamera.Heinz starannie ją rozmontował i umieścił w torbie z narzędziami.Chciał już zawrócić do pojazdu, lecz stanął w miejscu.Zatrzymał się, by poprzez wizjer w kasku obserwować lodową dolinę i wzgórze, które było naprzeciwko niego.Niewielkie zaokrąglone wzniesienie, różniące się od tych dookoła, pokryte wieczną warstwą skrystalizowanych gazów.Nie było śladu szczeliny, w którą wszedł w zeszłym miesiącu.Zszedł w kierunku wzgórza, skrępowany przez skafander, który sprawiał, że szedł jak robot, uważając, by się nie poślizgnąć.Wzniesienie było całe; nie było na nim śladu tunelu, nawet małej blizny.Przeszedł wzdłuż obwodu wypukłości, stanowiącej prawie dokładnie okrąg, nie zauważył jednak żadnego otworu.Wrócił do punktu, z którego ruszył, i skierował się w kierunku teleskopu.Tylko raz odwrócił się, by spojrzeć na malutką dolinę lekko odbijającą jasność konstelacji.Dzięki malutkiemu laserowi mężczyzna ponownie ustawił kamerę telewizyjną z laboratoryjną dokładnością w linii optycznej.Przyglądał jej się z zadowoleniem.Teraz trzeba ją było wypróbować, ustawiając w głównym ognisku teleskopu i kontrolując obraz na monitorze pojazdu gąsienicowego.Zdjął szary kombinezon służbowy z białymi lamówkami i ponownie włożył skafander.Dopasował dokładnie kask i pogwizdując wyszedł ze śluzy, na powierzchnię satelity.Mimo niezgrabnych ruchów, udało mu się dokładnie umieścić kamerę w odpowiedniej przegródce.Rzucił okiem ostatni raz na wielki instrument i ruszył w kierunku pojazdu.Nagle stanął – ziemia zadrżała pod jego stopami.Był to lekki wstrząs, ale wyraźnie odczuwalny.Rozejrzał się dookoła i zdał sobie sprawę, że to nie był wytwór jego wyobraźni.Na powierzchni lodu zobaczył liczne małe pęknięcia.Instynktownie odwrócił się do teleskopu i jego oczy zaczęły uważnie obserwować teren za urządzeniem.Zauważył wydobywającą się stróżkę dymiącego płynu z jednej ze szczelin na zboczu pagórka.Uwięziony w srebrzystym kosmicznym skafandrze czuł, jak myśli mieszają się z emocjami, a logika tonie w zalewie strachu, strachu i ciekawości.Potem śmieszna, mała figurka ruszyła w kierunku wzgórza.Zamknięty w kasku Heinz gryzł wargi.Minął urządzenia i dotarł do pagórka.Jak za zaklęciem, w boku wzniesienia otworzyła się szczelina.Jak za zaklęciem, pomyślał.Spojrzał wkoło i zauważył, że lodowe płyty i głazy zsunęły się w dół z pagórka.Heinz wyobraził sobie budzącego się ze snu po wielu, wielu wiekach potwora; giganta, który miał zaraz wstać i strząsnąć z siebie ziemię i liście, nagromadzone na nim latami przez wiatr.Wszedł a tunel wyglądał dokładnie tak, jak za pierwszym razem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]