[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mike zamyka drzwi na k³Ã³dkê iruszamy w dó³, schodz¹c ze wzgórza wygodn¹ drog¹ dojazdow¹.Z ¿alem opuszczamleœn¹ chatkê, która bêdzie sta³a pusta w Bo¿e Narodzenie, choæ to takiegwiazdkowe miejsce.Czy chatka, domek, dom mog¹ siê czuæ samotne, opuszczone?Zejœcie drog¹ skraca marszrutê i jest ³atwiejsze ni¿ wêdrówka przez ³¹kê ilas.Têdy przyszliœmy tutaj, gdy kupiliœmy to leœne uroczysko, a potem t¹ sam¹drog¹ Mike przywozi³ materia³y budowlane naszym wys³u¿onym renaultem, kiedystawia³ domek.To wyboista i kamienista droga, wzd³u¿ której tocz¹ siê strumykiprzep³ywaj¹ce niekiedy przez przepusty pod jej powierzchni¹.Trzeba byæœwietnym kierowc¹, by dojechaæ do samego domku.Uda³o mu siê to tylko namotocyklu, nigdy nie dotar³ a¿ do chatki samochodem.Œnieg prószy równomiernie i majestatycznie, jak gdyby niebo rozbi³o siê nalekkie jak puch kawa³eczki i spada³o wolniutko nam na g³owy.To wspania³euczucie.Jestem trochê zaskoczony, ¿e œnie¿y, gdy¿ wci¹¿ jest bardzo mroŸno.Nie mia³em pojêcia, ¿e mo¿e padaæ œnieg, kiedy temperatura powietrza wynosicztery lub piêæ stopni poni¿ej zera, a tyle chyba w³aœnie jest.Nicole i Mike próbuj¹ lepiæ œnie¿ki, ale œnieg jest zbyt sypki, tote¿ szybkorezygnuj¹.Podnoszê wielki kostur, na którym dostrzegam drobny ornamentwystrugany no¿em.To mo¿e byæ kij pasterski, który jakiœ wieœniak porzuci³ albozgubi³ na drodze.Teraz ju¿ wszyscy podpieramy siê kijami.Wydaje mi siê, ¿es³yszê znowu s³owa ballady o Dobrym królu Wenceslasie, które rozbrzmiewaj¹ wmojej pamiêci.Najpierw przypomnia³em sobie pierwsz¹ zwrotkê:W œwiat wyruszyli król i paŸ,W œwiat wyruszyli z ochot¹,Gdzie wicher srogi gna,Gdzie noc wita ich niepogod¹.A potem przypomnia³em sobie tê czêœæ, w której paŸ powiada:Serce mi œcina mróz srogi,Chyba nie zdo³am przebyæ tej drogi.A król rzecze na to:Dobry paziu o sercu czystym,Krocz za mn¹ œmia³o,A mróz siarczystyTak szybko twej krwi nie oziêbi.Idê na koñcu, st¹paj¹c po œladach, które pozostawili moi najbli¿si, staraj¹csiê kroczyæ równo jak po p³ytkach na miejskim chodniku.W dole roztacza siê przepiêkny widok miasteczka Mile.Zawracamy w kierunkuMorvan.Z lewej strony drogi rosn¹ na polu drzewa owocowe, pod którymi le¿ytrochê kompotowych jab³ek.Z bliska okazuje siê, ¿e owoce s¹ zgni³e alborozdziobane przez ptaki.Ka¿d¹ sierpowat¹ gruszkê czy dzikie jab³ko otaczabieluteñki œnie¿ny ko¿uszek, który przypomina styropianowe opakowanie.Ben wraca ze mn¹.Wnioskujê z jego spokoju, i¿ nie ¿a³uje, ¿e wybra³ siê naspacer z nami.Cieszy siê, ¿e spad³ œnieg.Wiem, ¿e Ben czuje siê jednakprzymuszony przez rodzinê do tego spaceru, ale przecie¿ nikt nie mo¿e zawszerobiæ jedynie tego, na co ma ochotê.Kiedy wracamy do m³yna, ogieñ w kominku wygasa.Blade s³oñce zniknê³o ju¿ dawnona zachmurzonym niebie, z którego sypie gêsty œnieg.Jest ciemno.Zapalam lampêpod sto³em.Loretta w³¹cza lampê nad zlewem w kuchni.Ben i Mike próbuj¹ podsyciæ ¿arz¹cesiê wêgielki w kominku, odwracaj¹c pogrzebaczem na wpó³ spalone polana iprzesuwaj¹c zwêglone koñce na œrodek.Ben wybiera gazety ze sterty starychegzemplarzy „Herald Tribune” i drze papier na ma³e skrawki, by roznieciæwygasaj¹cy ogieñ.Otwieram lodówkê i czujê zapach ciasta.Jest ju¿ wystarczaj¹co zamro¿one, bymo¿na wyci¹æ pierniczki i wstawiæ do piekarnika.Zwykle do mnie nale¿ywykrojenie ciasteczek, potem Lor wstawia blaszkê do piekarnika i pilnuje, bypierniczki nie spali³y siê na wêgiel.Równie¿ do moich zadañ nale¿ywysmarowanie t³uszczem blachy, Ben ma delikatnie u³o¿yæ gotowe, cieplepierniczki, uwa¿aj¹c, by nie pokruszy³y siê, w s³ojach i puszkach.Zesz³egoroku to on pouk³ada³ ciastka na blasze i pomaza³ ka¿dy odrobin¹ d¿emu, zgodniez przepisem mojej matki.Prawdopodobnie z tego powodu czuje siê dzisiajodsuniêty.Stó³ na m³yñskim kamieniu pokrywa warstewka m¹ki, cieniutka jak pergamin.Piecrozgrzewa siê dostatecznie, w³aœnie gdy pierwsza blacha jest gotowa.Lorettaw³¹czy³a piekarnik, skoro tylko wróciliœmy do m³yna.Zdejmujê na chwilêtermometr œcienny, by sprawdziæ, jaka jest temperatura w izbie - wskazuje znówdziewiêtnaœcie stopni.Lor pragnie zainstalowaæ w m³ynie centralne ogrzewanie,choæ staram siê jej to wyperswadowaæ.Argumentujê, ¿e tylko przez dwa tygodniew ci¹gu roku, gdy spêdzamy tu ferie zimowe, istotnie konieczne jest ogrzewaniew m³ynie.Ale prawdziwy powód mojego uporu jest zupe³nie inny.Walka z zimnemto dla mnie sama przyjemnoœæ - szczególnie r¹banie drewna, wymiana butli zgazem w piecyku gazowym, rozniecanie ognia w kominku, sprawdzanie temperaturyna termometrze.To wszystko daje mi z³udzenie, ¿e wykonujê jakieœ wa¿nezadanie - biorê siê za bary z prawdziwym przeciwnikiem.Nicole przygl¹da misiê, nak³adaj¹c kleksy z d¿emu na pierniczki.- PodejdŸ, tato! Zachowujesz siê jak bêcwa³.Uœmiecha siê.Jej twarz rozjaœnia s³odki uœmiech, który zawsze mnie rozbraja.Ale nigdy nie jestem pewien, czy ona uœmiecha siê do mnie, czy œmieje siê zemnie.I tak jest, odk¹d skoñczy³a siedem lat.Byæ mo¿e to wci¹¿ ten samprzewrotny uœmiech siedmioletniej kokietki.-.sprawdzaj¹c, jak ciep³o jest tutaj.Ró¿nica pomiêdzy temperatur¹ na dworzea temperatur¹ w œrodku m³yna wynosi a¿ dwadzieœcia piêæ stopni.Równoczeœnie wygl¹damy przez okna.Na zewn¹trz jest bardzo piêknie.Ci¹gle padaœnieg - powoli, majestatycznie, jak we œnie.Ogarnia mnie b³ogie uczuciepodobne do tego, jakiego doznaje pacjent w szpitalu po zastrzyku morfiny, któranie tylko uœmierza ból, ale daje poczucie bezpieczeñstwa, izolacji.Maggie rozgl¹da siê.- Ludziska, to prawdziwa gwiazdka! Wiem, ¿e to bajka! Ale chocia¿ tylestrasznych rzeczy dzieje siê na œwiecie, to naprawdê wspania³e, ¿e mo¿emyzapomnieæ na chwilêo wszystkim i udawaæ, ¿e ca³e z³o minê³o jak niedobry sen.Nawiasem mówi¹c,kiedy bêdziemy mogli spróbowaæ pierniczków?Lor zagl¹da do piekarnika.Wyci¹ga blachê z przyrumienionymi wypiekami.- Wygl¹daj¹ na dobre, prawda?Stawia blachê na stole.Pokój wype³nia delikatna woñ orzechów w³oskichzmieszana z zapachem gor¹cego d¿emu truskawkowego.Mike czêstuje siê pierwszy.- Ale¿ ³asuch ze mnie! - zauwa¿a, prze³ykaj¹c œlinkê.Podnosi szpatu³k¹ pierniczek z blachy.Dmucha, by go ostudziæ.Wsuwa ciasteczkow usta, chrupie.Nicole, Maggie, Ben i Loretta bior¹ równie¿ po jednym.Jawybieram mniej dopieczone.Z regu³y nie lubiê wypieczonych lub przypalonych.Lubiê miêciutkie.Ogryzam dooko³a pierniczek.Maniakalnie lubiê to robiæ.Zawsze pa³aszujê najpierw skórkê z chleba.Pierwszy œwi¹teczny pierniczek smakuje wybornie.Rozkosz dla podniebienia!Wszystkie nastêpne to ju¿ tylko wtórna przyjemnoœæ, folgowanie mojemuprzyrodzonemu ³akomstwu, objadanie siê.Ale smak tego pierwszego jestniezapomniany i budzi wspomnienia z czasów, kiedy by³em m³odszy od Bena, du¿om³odszy, a moja matka wypieka³a te pierniczki w ciasnej kuchni w szeregowcu naperyferiach Chicago.Zawsze pozwala³a mi zjeœæ przed Bo¿ym Narodzeniem tylkojedno ciastko, jednego jedynego pierniczka w wigilijny wieczór.Czas maszczególne w³aœciwoœci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]