[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ramsey Munro, dziedzic tytułu, byłpoza jej zasięgiem.Cóż, pomyślała.Mam Florę, o którą muszę się troszczyć, i Oswalda, którego muszę znaleźć.A jutro biorę pierwszą lekcję szermierki.19.Styk: manewr, w którym klingi szpad się dotykają Ramsey Munro obserwował swoich uczniów, raz po raz zerkając na zegar.Wskazówki przesuwały się zdecydowanie za wolno.Jeszcze dziesięć minut.W duchu śmiał się z siebie.Po wszystkim, co w życiu zrobił, i wszystkim, co jemu zrobiono, zachowywał się jak sztubak, który nie może się doczekać pierwszej schadzki.Za dziesięć minut Helena zostanie z największą dyskrecją wprowadzona do jego prywatnych pokojów na piętrze.Fakt, że , nie zdarzy się to z powodów, dla których zwykle młodą damę wprowadza się dyskretnie do czyichś prywatnych pokojów, tylko dodawał pikanterii całej sytuacji.- Proszę się postarać tak nie tupać, lordzie Figburt! - zawołał, przechodząc wzdłuż szeregu uczniów.Za jego plecami otworzyły się drzwi i usłyszał, jak Gaspard wita DeMar-ca.Zignorował wejście wicehrabiego, choć wiedział, że tym samym leje wodę na młyn plotek głoszących, że odrzucił następne wyzwania DeMarca z obawy przed przegraną.Prawda była taka, iż nie ufał sobie na tyle, by skrzyżować szpadę z mężczyzną, który rzekomo prześladował Helenę.Powinien skwitować wyniosłość wicehrabiego ironicznym uniesieniem brwi.Niestety nie potrafił.Patrzył na DeMarca i pragnął złapać go za nieskazitelny biały krawat, zawlec do kuchni i spytać, czy naprawdę naprzykrza się Helenie.Sam wciąż miał wątpliwości.DeMarc zauroczony Heleną- na to zgoda.Niejeden mężczyzna uległjej chłodnemu, zagadkowemu urokowi, nie wyłączając jego samego.Ale opętany do granic obsesji? Wydawało mu się, że DeMarc nie jest zdolny do ulegania jakimkolwiek obsesjom oprócz manii wielkości, ale nigdy nic nie wiadomo.W tym człowieku było coś niepokojącego.Zmusił się do skłonienia głowy na powitanie.DeMarc nie byłpierwszym jego uczniem, którym gardził.W lochach LeMons uczyłarkanów swej sztu- ki przemytnika nazwiskiem Callum Lamont.- Dlaczego mnie uczysz? - spytał zarośnięty brudem młody człowiek, odrzucając kij zastępujący mu szpadę i cofając się przed delikatnie wirującym czubkiem improwizowanego drewnianego rapiera Rama.-Ty i twoi towarzysze nie spoufalacie się z resztą nas.- Uratowałeś życie memu przyjacielowi.- A ty zawsze spłacasz długi? - zakpił tamten.Lamont był zdolny i miał wystarczająco dużo wrodzonego sprytu, by kiedyś stać się naprawdę groźny.Trudno przewidzieć, dla kogo.Ale przedtem musiałby zostać zwolniony.A nikt nie wychodził z lochów LeMons.Nikt żywy.Uczenie go przynajmniej pomagało wypełnić długie, nużące godziny uwięzienia, przerywane tylko torturami i wymuszaniem zeznań.Lamont ocalił Kita od ciosu nożem w plecy.Zjakichkolwiek powodów.- Nie mam racji? - zapytał.- Wy czterej myślicie, że jesteście od nas lepsi.Uważacie, że możecie sobie jeszcze pozwolić na takie rzeczy, jak honor i szlachetność.A co one wam dały? Co są dla was teraz warte? Po co zawracacie sobie nimi głowę?- Powiedzmy, że z przyzwyczajenia- odparł Ram beztrosko.- Raczej z dumy - odparł Lamont i utkwił spojrzenie w broni Rama.- Masz rację - przyznał Ram.-Ale jeśli zamierzasz użyć swego ramienia jako szpady, zapewniam, że marnie zastąpi stal.A nawet drewno.Tak, Lamont miał rację.Ram był dumny.Za bardzo.Zawrócił ku DeMarcowi.- Witam, wicehrabio.- Panie Munro.- DeMarc skłonił się sztywno.Zachowywał się wyraźnie chłodniej od czasu, gdy zobaczył tu Helenę.Czy to on jest autorem plotek o Helenie? Myśl o wicehrabi szepczącymdouchajakiemuśplotkarzowiwydawałasięniedorzeczna.- Co pan powie na małą potyczkę? - spytał DeMarc na tyle głośno, że wszyscy dokoła usłyszeli wyzwanie.Subtelność nie była mocną stroną tego człowieka.Jeszcze jeden argument przeciwko temu, że posłużył się różami i plotką, by nastraszyć Helenę.- Nic by mi nie sprawiło większej przyjemności - odparł Ram - ale, niestety, jestem zajęty.Adwokat mego dziadka nalega, by odbyć ze mną pogawędkę.Nic nie mogło bardziej wytrącić z równowagi DeMarca niż sprawa szlachetnego urodzenia Rama.- Pańska świeżo odkryta szacowna pozycja ma dobre i złe strony.Przewiduję, że spędzi pan życie, rozpaczliwie grzęznąc - górna warga DeMarca wygięła się, odsłaniając przednie zęby - w papierzyskach.- Zrozumiałem pana całkiem jasno, wicehrabio.-Przez kilka sekund Ram zastanawiał się, czy nie zostać i nie dać wicehrabiemu lekcji, jakiej się domagał.I paru innych na dodatek.Uznał jednak, że jedynym przymiotem, jaki DeMarc posiadł w większym stopniu niż snobizm, jest jego biegłość w szermierce.I że traktuje ten turniej poważnie.Z każdym dniem zdobywał większą sprawność, większe umiejęt- ności.Danie mu lekcji mogło potrwać zbyt długo.A Helena czeka.,,- Może znajdę czas później -powiedział.Wicehrabia wzruszył ramionami i rozejrzał się za innym przeciwnikiem.Ram przyglądał mu się badawczo.Róże.Nawet jeśli DeMarc zdołał opanować swą fizyczną reakcję na kwiaty, dlaczego wybrał do terroryzowania Heleny akurat róże? Albo wie o związku Rama z rodziną Nashów i o znaczeniu róż w ich wspólnej historii, albo ktoś inny podsunął mu to narzędzie, albo jest to czysty przypadek.Ram nie wierzył w zbiegi okoliczności.Ale jak zbliżyć się do DeMarca, by go wypytać? I kiedy znaleźć stosowny moment na taki wywiad? Ram wolał poczekać, aż jego agenci zbiorą jak; najwięcej informacji.Jak dotąd Bill dowiedział się, że DeMarc rzeczywiście spędza mnóstwo, czasu w pobliżu panny Heleny Nash.Ale, jak podkreślił, to znaczyło rów-nież, że wicehrabia spędza mnóstwo czasu w pobliżu Flory Tilpot, ładnej młodej dziedziczki z pokaźnym posagiem.A co do róż.nikt nigdy nie widział wicehrabiego z różą.Nie znaczyło to że nie ma kogoś działającego w jego imieniu.Tyle że na to też nie byłdowodu.Może róże podrzuca jakiś zadurzony idiota? Lokaj, na którego Helena nie zwraca uwagi.Kupiec.Nawet kwiaciarz.Łatwo było zrozumieć każdego mężczyznę będącego pod urokiem jej wyrazistych oczu, urzeczonego sposobem, w jaki przygryza górną wargę, by się nie roześmiać, oczarowanego ironicznym wygięciem jej brwi w kolorze miodu.Ale kto prócz niego miał okazję zaobserwować te jej cechy?Stworzyła na widok publiczny twarz pełną godności, spokojną i obojętną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]