[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak Olaug nadal szlochała i wołała:- Mamo! Mamusiu!Margrethe zaczęła niezdarnie się podnosić.- Moja Olaug - szepnęła ochryple.- Moja mała dziewczynka.Już idę, Olaug!Niemal spadła z łóżka, po czym doczołgała się na kolanach do otwartego okna.Złapała się parapetu i powolutku podniosła, stękając z wysiłku.Wychyliła się przez okno i zmrużonymi oczami spojrzała na podwórze.Niedaleko na trawie siedziała Sigrid z płaczącą Olaug w objęciach.- Moja Olaug! - próbowała zawołać, ale wydobyła tylko ochrypły szept.- Moja mała Olaug!Ze łzami płynącymi po policzkach próbowała podciągnąć się wyżej.Oczy miała utkwione w dziecku.Ależ ona urosła! A może jej się tak wydawało? A jej włosy.Margrethe uśmiechnęła się przez łzy.Główkę dziecka otaczała chmura jasnych loczków, błyszczących w letnim słońcu.Coś ukłuło ją w sercu, gdy dostrzegła tłuściutkie, opalone rączki małej zaciśnięte na szyi Sigrid.- Olaug - wyszeptała ponownie, wyciągając rękę w kierunku dziecka.- Jestem tutaj, córeczko! Mama jest tutaj!Nagle jakby błyskawica przeszyła jej głowę.Na sekundę podwórze, trawa, dziecko i służąca stały się oślepiająco białe.Zupełnie jak słońce.Wszystko zaczęło wirować, a potem.zapadły ciemność i cisza.Nabożeństwo żałobne w Innstad było jednym z przeżyć najtrudniejszych dla Mali.Stała w salonie obok Havarda i Siverta, wbijając sobie paznokcie w dłonie, by nie paść na ziemię i nie poddać się rozpaczy.Wiadomość o śmierci Margrethe wstrząsnęła nią, mimo że od dawna wiedziała, że to nastąpi.Jednak była zupełnie nieprzygotowana, że stanie to się tak nagle.Poszła do sypialni na poddasze, usiadła przy oknie, a łzy jej płynęły.Cicha i blada, siedziała zagłębiona we wspomnieniach o siostrze, o tej radosnej, promiennej huldrze, która oddała się Bengtowi w młodzieńczym zakochaniu, a która potem wygrała księcia z bajki i królestwo.Pocieszenie stanowiło, że ona była szczęśliwa, pomyślała Mali, ocierając łzy fartuchem.Od dnia, gdy ponownie spotkała Bengta na podwórzu Stornes, była najszczęśliwszą kobietą, jaką Mali widziała.Nie tak wielu osobom dane jest przeżyć miłość i szczęście takie jak Margrethe.Ale nic nie trwa wiecznie, Mali też to sama odczuła.Ufała, że Bóg akurat na jej dobrą siostrę spojrzy łaskawszym okiem.Ale tak się nie stało.W środku całego nieszczęścia Mali nagle poczuła wdzięczność, że żadne z rodziców nie musiało tego teraz przeżywać i oglądać, jak ich mała Margrethe jest niszczona przez suchoty.I tak już wiele osób pogrążyło się w bezdennym smutku.Mali nawet się nie zastanawiała, jak zniesie to Bengt.Miała tylko nadzieję, że on zrozumie, że Margrethe złożyła odpowiedzialność za dzieci w jego ręce, i że zdołała mu powiedzieć, że wierzy, iż zajmie się nimi w najlepszy sposób.Po to, by Bengt nie skoczył do morza czy nie zrobił czegoś równie szalonego teraz, gdy Margrethe zabrakło.Zauważyła, że Nikolai skończył mowę żałobną.Nie usłyszała z niej ani słowa.Stała tylko i patrzyła jak sparaliżowana na Margrethe w trumnie.Bardzo ładnie wyglądała.Śmierć jakby wymazała bolesny grymas z jej twarzy.Leżała spokojnie z mirtowym wiankiem na rozpuszczonych włosach i wyglądała tak, jak Mali ją pamiętała z dawnych, dobrych czasów.To dało jej pewne pocieszenie.Przez chwilę w salonie panowała cisza.Pszczoła wleciała przez otwarte okno i brzęczała, krążąc wokół czerwonych pelargonii stojących na parapecie.Słychać było także tłumiony chusteczkami płacz.Halldis wsparła się ciężko o męża i schowała głowę w jego ramieniu.Bengt stał sztywno niczym słup, trzymając Olausa za rękę.Był przeraźliwie blady i Mali obawiała się, że upadnie na ziemię.Stał jednak jak skamieniały.Syn był blady i zapłakany, ale trzymał się prosto i sztywno jak ojciec.Pozostałych dzieci nie było, Mali nie widziała żadnego.Wreszcie Sivert zrobił krok naprzód.Przyłożył skrzypce do ramienia i zamknął oczy.I melodia Ave Maria rozległa się w cichym salonie, nad stojącymi ludźmi i nad tą, która leżała w trumnie i która sobie życzyła właśnie tego: aby Sivert zagrał dla niej, gdy już wszystko się dopełni.Spojrzenie Mali przywarło do syna.Widziała go z półprofilu.Wysoki, szczupły, z ciemnymi włosami opadającymi na czoło.Jego skóra była złocista, a włosy tak czarne, że aż odbłyskiwały granatowo, gdy promień słońca je dotknął.Był tak ładny, pomyślała Mali, i tak inny niż wszyscy.Tak bardzo podobny do swojego ojca.A gdybyś wiedziała, że to syn Cygana gra ci po śmierci, Margrethe, pomyślała Mali z lekkim, gorzkim uśmiechem, chciałabyś, by to robił mimo wszystko? Tak, Mali sądziła, że tak.Margrethe nigdy by się nie odwróciła plecami ani do niej, ani do Siverta.Ona taka nie była.Ona by wybaczyła, co do tego Mali miała prawie pewność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]