[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiem.- Wstała.- Jutro wrócę.Nie dokuczaj zbytnio siostrze na nocnej zmianie,dobrze? I nie umieraj, kiedy mnie nie będzie, bo bardzo się na ciebie pogniewam.- Postaram się tego nie robić.Jak pani na imię?- Powiem ci, kiedy ty mi się przedstawisz.Przynajmniej wyjaw mi rangę, to będęzwracała się do ciebie „poruczniku" czy jakoś tak.- Proszę mnie nazywać Janusem - odparł.Emma natychmiast zrozumiała analogię.Janus był rzymskim bogiem o dwóch ob-liczach.- Nie marudź, dziecko - upomniała go tonem guwernantki.- I tak jesteś bardzo ład-ny, za ładny jak na młodego mężczyznę.Bardzo dobrze, że coś zrobiłeś, aby stonować tęT L Roszałamiającą urodę.Roześmiał się, a jej zrobiło się cieplej na sercu.- Wobec tego będę nazywał panią Harpią, skoro już posługujemy się mitologicz-nymi aluzjami - powiedział.- Postaram się przetrwać do jutra, choćby tylko na złość pa-ni.- Zrób tak.- Odsunęła zasłony, gotowa odejść.- Panno Harpio! - zawołał za nią.Popatrzyła na niego, unosząc brwi.- Nie jestem dzieckiem - oświadczył.Nie przedstawił się jej.Przez cały tydzień, który spędził w szpitalu pod uważnymokiem matki Mary Clement, upierał się, że stracił pamięć.Tymczasem wyraźnie nabierałsił.Gdy Emma przychodziła, szła prosto do niego, by upewnić się, że wszystko w po-rządku, a następnie udawała się na obchód, zostawiając Janusa na sam koniec.Był jejnagrodą za ciężką pracę.Patrzył na nią jak na krzyżówkę Madonny i harpii, do której jąprzyrównał, a ona łajała go jak młodszego brata.Może nie do końca, gdyż w pewnymmomencie zaczęła zdawać sobie sprawę z niepokojącego pragnienia, które w niej rozbu-dzał.Wszystko układało się dobrze, lecz nagle dostał gwałtownej gorączki, tym razembardziej zajadłej.Emma widziała takie przypadki wśród innych pacjentów, którzy pozor-nie byli silni i zdrowieli.Szpital był niebezpiecznym miejscem, pełnym chorób i zarazy,a pacjenci przybywali doń osłabieni.Gorączka dopadła go szybko, a gdy Emma miałajuż wracać do domu, był w stanie krytycznym.Matka Mary Clement popatrzyła na niego i zacmokała.- Smutny przypadek, Emmo - westchnęła.- Miałam nadzieję, że wydobrzeje.Emma nie odrywała wzroku od młodego człowieka.- Zostanę tutaj przez chwilę, jeśli matka nie ma nic przeciwko temu - powiedziałacicho.- Zrobię, co się da.- Obudź go, jeśli to możliwe.Przydzielam ci umierających, żeby wiedzieli, po cożyć.Przypomnij mu, dlaczego chce pozostać wśród nas.Emma popatrzyła na starszą zakonnicę.Matka Mary Clement znała doskonale hi-T L Rstorię Emmy, ale nigdy nie próbowała jej osądzać.- Zostawiam go tobie - oznajmiła teraz.- Zawołaj mnie, jeśli będziesz czegoś po-trzebowała.Nic innego nie możemy już dla niego zrobić.Albo mu się uda z tego wyjść,albo nie.Po tych słowach zostawiła ich oboje w mroku, wśród jęków chorych i umierają-cych.Młody żołnierz Emmy leżał nieruchomo na swoim wąskim łóżku.Około północy położyła się obok niego.Zaczynał drżeć, więc objęła go ramionamii przytuliła do siebie niczym dziecko, którego nigdy nie miała się dochować.Janus przy-warł do niej niczym topielec, a ona zasnęła, wiedząc, że gdy się obudzi, młody człowiekbędzie martwy.Pomyślała, że przynajmniej umrze w jej ramionach.Rzeczywiście, rano go już nie było, jednak nie umarł.Okazało się, że rodzina mło-dzieńca w końcu zdołała go odnaleźć.Zabrano go do rodzinnego domu, podczas gdyEmma spała, nieświadoma sytuacji.Była tak wyczerpana, że matka Mary Clement niechciała jej budzić.Zawsze istniała szansa, że był potomkiem jakiegoś przemysłowca albo nieślubnymsynem arystokraty - kimś nie do końca poza zasięgiem Emmy, kimś, kto mógłby wyba-czyć jej przeszłość.Życie nie okazało się aż tak łaskawe.Okazało się, że to kapitan Brandon Rohan,lord Brandon Rohan, brat wicehrabiego, syn markiza.Pochodził z zupełnie innego świataniż Emma.Czasem myślała nawet, że dla niej byłoby lepiej, gdyby tamtej nocy zmarł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl