[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ja rosłem w siłę.Odżyły wszystkie mięśnie, rzuciłem palenie, choć papierosów mogłem teraz mieć, ile dusza zapragnie, wrócił mi regu-larny oddech i śmiałem się na wspomnienie meczu z Ruskiem.Tak jak i Pinero żałowałem, że muszę przegrać.Innego wyjścia jednak nie było, bo perspektywa sam na sam z Pakiem nie wydawała mi się zbyt czarująca.Może właśnie dlatego krew mnie zalała, gdy zjawiło się tych dwóch.Przyszli dwudziestego maja, gdy rozmawialiśmy z Grayem w celi po sutym obiedzie.Jednego z nich ochrzczono w Needles imieniem Ślepy, gdyż nie miał lewego oka.Drugiego nie znałem.Ślepy uchodził tutaj za najokrutniejszego bandytę z oddziału Paka.Ktoś kiedyś powiedział, że to bydlę ma na sumieniu życie kilkunastu ludzi.A siedział za przemyt kokainy.Głupia wpadką.Ponieważ przyprowadził ich do naszej celi strażnik, domyśliłem się, ze nie jest to „dziki” wypad, ale coś, czego spodziewałem się wcześniej czy później -poselstwo od szefa, od Paka.-Chcemy pogadać z tobą o meczu - zagaił Ślepy.Graya wymiotło na korytarz.-Pogadajmy - rzuciłem siadając na pryczy.Usadowiłem się tak, że gdyby nie posiadali ukrytych gdzieś noży, miałbym jakieś szanse.70-Pako chce, żebyś przegrał - wycedził tamten.I właśnie wtedy przebrała się miarka.Przez trzy tygodnie harowa-łem jak idiota wiedząc, że wypruwam z siebie flaki na marne, przez trzy tygodnie Gray powtarzał mi przed snem, że muszę podłożyć się bokserowi Paka, jak jakiś początkujący szczeniak, który narobił w majtki ze strachu i czym prędzej chce mieć święty spokój, a na do-bitkę przy łazi Ślepy ze swoim równie udanym koleżką i powtarzają mi to jeszcze raz.-Powiedzcie Pakowi, żeby pocałował mnie w dupę.Zignorowali obelgę.Widać przyzwyczajeni.-Pako postawił na Dodge'a duże pieniądze.Dodge musi wygrać - ciągnął beznamiętnie Ślepy.-Na Dodge'a? - Poznałem więc nazwisko mojego przeciwnika.-Na Dodge'a.-Jeśli jest dobry, to i tak wygra.-On musi wygrać.Pako tak każe.Ty przegrasz.-Chcesz powiedzieć, że zaaranżujecie mecz, a ja mam podło-żyć się temu.jak mu tam, Dodge'owi, tak?-Tak, w trzeciej rundzie.-Oho! Więc nawet wiadomo już kiedy! Powtórzcie ode mnie Pakowi, że nigdy nie maczałem palców w boksie nie fair i nigdy tego nie zrobię.-Pako chce ci dać część forsy z zakładów.Przegrasz i dostaniesz dużo pieniędzy.- Moje słowa wyraźnie do niego nie docierały.-A jeżeli nie zechcę przegrać, to co wtedy?-Koniec z tobą.- Richardson nazwałby to rzeczowym resume.-Najpierw będzie musiał mnie dopaść.-On odczeka, aż Dexter wyjdzie.- Ślepy był cholernie wyga-dany.71-Słuchajcie, chłopcy, zmęczyła mnie nasza dyskusja.Idźcie do siebie i dajcie mi pospać, dobrze?-Nie przegrasz? - spytał tak, jak pyta się kogoś o samopoczu-cie.-Rzekłeś, wodzu.-To pójdziesz z nami do Paka.On czeka.- Odsunął się na bok, robiąc miejsce drugiemu, który stał dotychczas w progu i milczał.-Spieprzajcie stąd, pacany - warknąłem, ale zaniepokoił mnie podejrzany ruch Ślepego.Pomocnik mojego rozmówcy rozpiął kurtkę i.Ciarki przeszły mi po plecach.Trzymał w ręku topór.Topór, którym w zeszłym tygodniu rąbałem wieprzowe tusze w kuchni.Narzędzie ważyło z dwadzieścia pięć funtów, ostrzyli je codziennie i spociłem się jak mysz, machając nim przez pół godziny.Pamiętałem jedno - ta lśniąca stal cięła najgrubsze kości, jak rozgrzany nóż przecina masło.-Pako czeka - powtórzył Ślepy tym samym tonem.Gorączkowo myślałem, co robić.Ładna ochrona, niech ich diabli wezmą.Gray snuł się pewnie gdzieś za drzwiami, ale co mi z Graya?A może zawiadomił już Dextera? Rzucić się na nich? Bzdura.-Chodź, Dextera nie ma.- Ślepy był telepatą.Zapiąłem kurtkę i wstałem.-Tylko się nie wygłupiaj, bo on cię zabije.Na korytarzu nie zauważyłem ani Graya, ani strażników.Pako i Dexter rzeczywiście trzymali Needles w kieszeni.Szedłem przodem, za mną Ślepy i jego przyjaciel-siepacz.Czułem się jak skazaniec na szafocie, który, żeby było śmieszniej, nie wie, czy kat uruchomi ostrze gilotyny, czy też nie.Dwa piętra w górę, cela 1245.Zatrzymaliśmy się.Ślepy zastukał dwa razy i zniknął w środku.Kat bawił się przyciskiem zwalniającym topór.72-Chodź.- Ślepy otworzył mi drzwi i zamknął za mną, pozo-stając na zewnątrz.Pako siedział za biurkiem i palił cygaro.Tak, za najzwyklejszym, porządnym biurkiem z lampą i starym, marmurowym kałamarzem, który stał tam nie wiadomo po co, bo Pako wyglądał na totalnego analfabetę.Przypatrywał mi się spod na wpół przymkniętych powiek, wystukując paluchem jakiś skomplikowany rytm na blacie stołu, gdzie brakowało tylko telefonu.Na głowie nosił biały kapelusz zakrywający mu pół czoła.Odczekał, aż zbliżę się do niego na trzy kroki.Wtedy pochylił się raptownie do przodu, wyjmując jednocze-śnie cygaro z ust, wycelował nim we mnie i powiedział:-Ja będę mówił, Quey, a ty milcz, nie odpowiadaj nie pytany i słuchaj.- Miał dziwny, matowy, nawet miły dla ucha głos.- Jesteś dobrym bokserem.Moi ludzie widzieli cię z Pinerem i twierdzą, że jesteś dobry.Sądziłem, że masz też trochę życiowego sprytu i nie przystaniesz do Dextera, a przynajmniej nie będziesz dla niego walczył.W połowie czerwca Needles organizuje mecz.Ja wystawiam Dodge'a.To niezły chłopak, ale nie ma takiego ciosu jak ty.Dlatego przegrasz walkę, jeśli chcesz żyć, Quey.Poza tym postawiłem na Dodge'a sporo forsy i nie mogę jej stracić.W trzeciej rundzie pójdziesz na deski i nie podniesiesz się, dopóki sędzia cię nie wyliczy, jasne? Zrób tak, a po meczu znajdziemy wspólny język.Nie zapominaj, że Dexter wkrótce odchodzi.Pytania?Pytań właściwie nie miałem.Pako nie żartował.Ta małpa zdolna była do wszystkiego, a na wspomnienie Ślepego z toporem robiło mi się niedobrze.Pozostało mi jedynie zachować twarz.-Zastanowię się nad twoją propozycją odrzekłem.Jeżeli ciemnoskóry może w ogóle zblednąć z wściekłości, to Pako stał się blady jak płótno.73-Pomogę ci w tym, gnojku, pomogę ci się zastanowić.A teraz spadaj stąd! - warknął gniotąc cygaro między palcami.Nic dodać, nic ująć.Wyraził się jasno i wyłożył karty na stół, utwierdzając mnie tylko w przekonaniu, że ten mecz przegrać muszę.Na co w skrytości ducha liczyłem? Że Pako nagle zmieni plany i każe mi za wszelką cenę wygrać? Odwróciłem się i wyszedłem z celi, starając się nie trzaskać drzwiami.Crane, opłacany przez Paka szef kuchni, tkwił w drzwiach i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy przypatrywał się grupie więź-niów, którzy za chwilę mieli rozpocząć piątkowy dyżur.W pierwszym szeregu stał Gray, a za nim, w parze, ja.Crane był na urlopie i wrócił w minionym tygodniu.Wyglądałobrzydliwie.Nigdy w życiu nie widziałem człowieka tak bardzo oszpeconego jakimiś czerwono-żółtymi plamami rozsianymi do-słownie wszędzie: na rękach, na czole, na policzkach, dookoła oczu, nawet na małżowinach usznych.Ktokolwiek pozwolił mu zbliżyć się do kuchni,, musiał być niespełna rozumu.Nikt tu jednak nie dbał o to, co i jak jadali więźniowie, a poznawszy już pobieżnie stosunki panujące w Needles, nie wyraziłem swego zdziwienia.Przynajmniej głośno.Crane rozdzielał pracę.Graya i mnie zostawił sobie na koniec.-Wy dwaj będziecie warowali przy mnie.Powiem wam, co trzeba zrobić - oświadczył, gdy zostaliśmy we trójkę.I rzeczywiście powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]