[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bóg jeden wie, Abbie.Nie wiedziałem, co myśleć.Po tym, co Giles powiedział mi wczoraj wieczorem.- Co ci powiedział? - ponagliła, kiedy urwawszy w pół zdania, zapatrzył się w dal ponad jeziorem.- Chyba nie twierdził, że Josh jest odpowiedzialny za wypadki, które ostatnio się zdarzały?W głosie Abbie pobrzmiewała wyraźna nuta niedowierzania zabarwionego ironią.Słysząc ją, Bart dziwił się sam sobie, że mógł tak szybko wyciągnąć błędny wniosek, widząc, jak stajenny unosi kij nad głową Abbie.- Nie, tego nie powiedział - przyznał - ale sugerował, że celem ataków niekoniecznie muszę być ja, że równie dobrze to możesz być ty.- Co takiego? - Abbie nie posiadała się ze zdumienia.- Giles musi być niespełna rozumu, żeby podejrzewać coś podobnego.Co za niedorzeczne przypuszczenie! Kto, na litość boską, mógłby chcieć mnie skrzywdzić? I dlaczego?- Z początku pomyślałem dokładnie to samo - powiedział Bart, prowadząc ją do niewielkiego budynku, przypominającego kształtem świątynię, a służącego za ozdobę parku, gdzie można było na chwilę przysiąść, chroniąc się przed ostrymi promieniami słońca.- Od tamtego czasu sporo się nad tym zastanawiałem.- Usiedli na kamiennej ławce; Bart nadal podtrzymywał rękę Abbie i wyraźnie nie zamierzał jej puścić.- Kiedy ponownie spotkaliśmy się w Bath - ciągnął ściszonym głosem - okazałaś mi na tyle zaufania, żeby się zwierzyć.- Mówił spokojnie, ale w jego twarzy dało się zauważyć lekkie napięcie.- Może inni też wiedzą o tym, że dziadek zagroził ci wydziedziczeniem.Może to ci, którzy mają w tym interes, którzy chcieliby, żebyś została wydziedziczona, albo jeszcze gorzej.całkowicie niezdolna do spełnienia woli dziadka.Abbie od razu pojęła, co Bart ma na myśli.- Chodzi ci o to, że chcieliby położyć kres memu istnieniu.- Mimo wzruszenia jego troską, nie potrafiła stłumić w sobie ducha przekory, który kazał jej zadać pytanie: - Zatem uważasz, że muszę mieć się na baczności przed osobą, która najbardziej skorzysta po śmierci mojego dziadka?Popatrzył na nią bez uśmiechu.- Mówiąc bez ogródek: tak.Udało jej się zrobić wielkie oczy, które miały wyrażać całkowitą niewinność.- Ależ jestem pewna, że on nie posunie się do takich rzeczy.- Nigdy nie można być niczego do końca pewnym.- Bart nadal zachowywał powagę.- Chęć wzbogacenia się stanowi potężną motywację.Abbie potrzebowała dobrej chwili, by opanować wzbierającą w niej wesołość.Wyglądało na to, że Bartowi nigdy nie postało w głowie, iż to on może być głównym spadkobiercą jej dziadka.Doszła do wniosku, że nie wypada naśmiewać się z jego niewiedzy, a poza tym cała sprawa wcale nie była zabawna.Niedawne wydarzenie świadczyło o tym, że rzeczywiście niepokoił się o jej bezpieczeństwo, a nietrudno było odgadnąć, co mogło wzbudzić jego podejrzenia.W istocie jej dziadek zamierzał przerwać podróż do Szkocji, by zatrzymać się na kilka dni u swojego bratanka, sir Montague Grahama.Było całkiem prawdopodobne, jako że dziadek wysoko cenił bratanka, że okazał mu na tyle zaufania, by opowiedzieć o rozczarowaniu spowodowanym postępowaniem wnuczki.Mimo to jednak Abbie nie potrafiła uwierzyć, by sir Montague Graham, człowiek wierny najwyższym zasadom, mógł chcieć wykorzystać sytuację i nasłać na nią kogoś, kto będzie czyhał na jej życie.Nie wahała się też dać wyraz swojemu przekonaniu.- Poza groźbą, że mnie wydziedziczy, dziadek nie dał mi powodu do przypuszczeń, że zamierza zostawić jakąś znaczną część majątku komuś z rodziny Grahamów.- Co? - Bart, tak jak Abbie chwilę wcześniej, nawet nie próbował ukryć zaskoczenia.- Nawet bratankowi Montague?Abbie odczuła pewną satysfakcję z faktu, że trafnie odczytała myśli Barta.- Dziadek bardzo lubi bratanka, co zrozumiałe.Monty jest spokojnym, czarującym człowiekiem.Jest przy tym szczęśliwie żonaty i z tego co wiem, bardzo zamożny.Przez większą część roku mieszka w Yorkshire z żoną i dziećmi.Jeśli wierzyć słowom dziadka, rzadko odwiedza stolicę i nigdy nie miał skłonności do hazardu.Bart sprawiał wrażenie tak głęboko rozczarowanego, że Abbie nie mogła powstrzymać uśmiechu.- Zapewniam cię, że gdyby sir Monty potrzebował pieniędzy, zwróciłby się do dziadka o pożyczkę, zamiast angażować Joshuę Arkwrighta, żeby się mnie pozbył.Bo zakładam, że tak właśnie myślałeś.- Pokręciła głową, całkowicie przekonana o niedorzeczności takiego pomysłu.- Poza tym, gdyby nawet było tak, jak sądziłeś, i Monty knuł podły spisek przeciwko mnie, nic by na tym nie zyskał, ponieważ jeśli się nie mylę, dziadek ma zamiar zostawić cały majątek tobie.Bart długo nie mógł wydobyć z siebie głosu.- Akurat! - Skrzywił się ze złością.- Już ja mu powiem, co myślę, kiedy się spotkamy.Abbie wysunęła rękę spod jego ramienia i dotknęła rękawa surduta, nieco wymiętego po niepotrzebnej szamotaninie z Joshem.- Nie rób tego, Bart - poprosiła cicho
[ Pobierz całość w formacie PDF ]