[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stojąc z przekrzywioną głową z przodu klatki, papuga wrzasnęła coś, gdy wchodzili do pokoju.— Mam podać nazwiska?— Im mniej, tym lepiej.— A moje?— Nie.— Mężczyzna pokręcił głową.Przez cały czas stali.— Kiedy Peter nas panu polecił?— Na początku tygodnia.— A przedtem? Nigdy przedtem?— Nie.— A więc to pański pierwszy raz? — Jego mina jasno sugerowała, że początkujący zawsze pakują się w kłopoty.— Tak.— I przyjechał pan…?— We środę.— A kiedy sprawy się skomplikowały?— Jeszcze tego samego popołudnia.— Trzy dni temu?— Tak.— Jak bardzo?— Zostałem aresztowany.— Przez?— Urząd Bezpieczeństwa.— Kiedy pana puścili?Laker pokręcił głową.— To nie było tak.— Proszę wybaczyć, ale nie bardzo rozumiem.Skąd pan przyjechał…? To znaczy… tutaj, dzisiaj.— Z lotniska.A wcześniej przyleciałem z Kopenhagi.Mężczyzna zmarszczył brwi.Wskazał ruchem ręki na kanapę.Usiedli.— Będzie chyba najlepiej, jeżeli opowie mi pan wszystko od początku.— A potem?— Zobaczymy, co da się zrobić.— Nie wie pan, czego oczekuję.— Jak już mi pan powie, to będę wiedział.Nie trwało to długo — Laker wybrał tylko najważniejsze elementy całej historii, a z imienia wymienił jedynie Patricka i Hartmanna.Kromadecką i Karen pominął, podobnie Frenzla.Ani razu nie wspomniał o Slatterym ani nawet o Londynie.Mężczyzna słuchał w milczeniu, nie przerywając, z miną pokerzysty; prawie przez cały czas oglądał paznokcie.Sam fakt, że wreszcie mógł mówić, podziałał na Lakera jak upuszczenie krwi.Nie wspomniał również ani słowem o dziewczynie.Stronił od szczegółów, mówiąc tylko o rzeczach podstawowych.Zaczął od pozorowanej egzekucji na polanie, a zakończył na odwołanej rezerwacji w Metropolu, która doprowadziła jego rozpacz i nienawiść do punktu wrzenia.Kiedy opowiadał o presji, jakiej został poddany, oraz o zapowiedzianych konsekwencjach ewentualnego niepowodzenia, czuł, że rozmawia z kimś, kto zna życie, kto wie, czym są potencjalne zagrożenia, strach i smutek, z których istnienia tak naprawdę zdają sobie sprawę tylko nieliczni.Kimkolwiek był, sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał, dla kogo ból i gwałt nie są abstrakcją.Kiedy Laker skończył, Niemiec uniósł wzrok i spojrzał mu w oczy.Milczał jeszcze przez dłuższą chwilę, potem zaś kiwnął kilka razy głową, zaciskając usta do białości.— A więc przyleciał pan we środę? — odezwał się w końcu.— Po raz pierwszy, tak.Pauza.— Kromadecka?— Tak.— Aha.— Już wszystko wiedział.Laker nie spuszczał z niego oczu.Elementy układanki najwyraźniej stworzyły logiczną całość.— Aha — powtórzył i znów pokiwał głową.— Niedobrze — mruknął.— Bardzo niedobrze.— Westchnął głęboko.— Będzie pan w stanie mi pomóc?— W sprawie syna?— Muszę wiedzieć, co się stało.— Tak, oczywiście.— Wstał i pocierając znamię na twarzy, spojrzał w okno, pozornie czymś nagle zainteresowany.— Jak udało się panu wrócić? Na wizę targową?— Tak.— Za nic w świecie nie uda się panu na nią wyjechać.Zdaje pan sobie z tego sprawę, prawda?Laker wzruszył ramionami.— Nawet gdyby próbował pan to zrobić teraz, zaraz… W świetle tego, co mi pan opowiedział, to po prostu niewykonalne.Ta ich maszyneria działa niezwykle sprawnie.Wszystkie potencjalne drogi ucieczki są już na pewno zablokowane.— Domyślam się.— Ale sądzę, że uda mi się coś zorganizować.Tyle tylko że najwcześniej w poniedziałek.— Mężczyzna odwrócił się od okna i spojrzał na Lakera.— Jeżeli chodzi o syna — powiedział, jakby to był jego obowiązek — niech pan raczej nie liczy na wiele.Laker zdawał sobie z tego sprawę, kiedy jednak usłyszał te słowa, serce przeszył mu ból.Zacisnął pięści, wzrok wbił w podłogę.— Proszę mi wybaczyć — kontynuował tamten łagodnie — ale musiałem panu o tym powiedzieć, poza tym dobrze znam Hartmanna, wiem, co to za człowiek, ma wypaczony charakter, a do tego jest na swój sposób honorowy.Jak Himmler.Tamten był nieugięty, kiedy w grę wchodziły pieniądze, Hartmann natomiast zawsze dotrzymuje słowa.— Ale dlaczego?… — wybuchnął Laker.— Miał mnie w garści, mógł mnie zmusić, do czego by tylko chciał, a kiedy zawiodłem, kiedy rezerwacja została odwołana…Dalsze słowa uwięzły mu w gardle, w jego myślach zamajaczyła sylwetka Hartmanna.Ara skakała wesoło po klatce.Gospodarz wstał, podszedł do kredensu i napełnił kieliszek.— Proszę — powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]