[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trucizna.Chyba rodzaj arszeniku.- Do licha! - zawo³a³ Shrivenham szeroko otwieraj¹c oczy.- Myœla³em, ¿e tochoroba.Odmiana ameby.- Nie, to jakieœ chemikalia.¯ony wykañczaj¹ tym mê¿Ã³w albo odwrotnie.Shrivenham zamilkn¹³ przera¿ony.Zaczyna³ rozumieæ pewne nieprzyjemne fakty.Crofton Lee sugerowa³, ¿e Thomas Rice, radca ambasady do spraw Wschodu, niejest chory na nie¿yt ¿o³¹dka, ale zatruty arszenikiem.Na dodatek sir Rupertdawa³ do zrozumienia, ¿e jego ¿ycie jest w niebezpieczeñstwie, a decyzja, ¿enie zje ani nie wypije niczego, co pochodzi z kuchni Ambasady Brytyjskiej,wstrz¹snê³a do g³êbi godnym Brytyjczykiem Shrivenhamem.Nie wiedzia³ zupe³nie,co z tym wszystkim robiæ.Rozdzia³ dziesi¹tyBagdad zrobi³ niekorzystne wra¿enie na Victorii.Dusi³a siê w gor¹cym ¿Ã³³tympyle.Przez ca³¹ drogê z lotniska do hotelu Tio œwidrowa³o jej w uszach odci¹g³ego, nieustaj¹cego ha³asu: tr¹bi¹ce z szaleñczym uporem samochody, gwizdkii znowu og³uszaj¹ce bezsensowne klaksony.Na ten ci¹g³y ryk ulicy nak³ada³ siê,równie nieustaj¹cy, drobny terkot g³osu pani Hamilton Clipp.Victoria dotar³a do hotelu Tio zupe³nie otumaniona.Od pe³nej fanfar ulicy Raszida bieg³a w stronê rzeki Tygrys niewielka uliczka,sk¹d ma³e schodki prowadzi³y do hotelu Tio.Przy wejœciu do hotelu obie paniepowita³ bardzo têgi m³ody mê¿czyzna, który, uœmiechaj¹c siê od ucha do ucha,przycisn¹³ je do piersi, w ka¿dym razie tak to metaforycznie mo¿na okreœliæ.Victoria domyœli³a siê, ¿e to Marcus, czyli pan Tio, w³aœciciel hotelu Tio.Od czasu do czasu przerywa³ mowê powitaln¹, wydaj¹c g³oœne polecenia s³u¿bieodnoœnie do baga¿u goœci.- A, pani Clipp znowu zawita³a w nasze progi.ale co pani w rêkê? Co to zaœmieszne urz¹dzenie?.G³upcy! Nietrzymajcie tego za rzemieñ! Idioci! Nie wleczcie tak tego palta!.Mój Bo¿e,co za pogoda na podró¿! Myœla³em, ¿e samolot nie wyl¹duje.Kr¹¿y³ w kó³ko i wkó³ko, i w kó³ko.Powiedzia³em sobie: Marcus, ty na pewno nie bêdziesz lataæ,po co ten ca³y poœpiech?.Przywioz³a pani ze sob¹ m³od¹ damê.Zawsze mi³ozobaczyæ now¹ m³od¹ damê w Bagdadzie.dlaczego pan Harrison po pani¹ niewyjecha³?.Spodziewa³em siê go wczoraj.Oj, oj, musz¹ panie natychmiastwypiæ drinka.Victorii zakrêci³o siê trochê w g³owie od podwójnej whisky, któr¹ wmusi³ jejMarcus, i sta³a teraz, nieco oszo³omiona, poœrodku wysokiego, bia³ootynkowanego pokoju z mosiê¿nym ³Ã³¿kiem, niezwykle wyszukan¹ toaletk¹ wnajnowszym francuskim stylu, star¹ wiktoriañsk¹ szaf¹ i dwoma pluszowymikrzes³ami w ¿ywym kolorze.Sta³a przy swoim skromnym baga¿u, a obok krz¹ta³ siêstaruszek z ¿Ã³³t¹ twarz¹, który uœmiecha³ siê i kiwa³ do niej g³ow¹, wieszaj¹cw ³azience rêczniki.Spyta³ j¹, czy chce gor¹c¹ wodê na k¹piel.- Ile to potrwa?- Dwadzieœcia minut, pó³ godziny.Zaraz przygotujê.Uœmiechn¹³ siê po ojcowsku i wyszed³.Victoria usiad³a na ³Ã³¿ku i przejecha³arêk¹ po w³osach.By³y lepkie od kurzu, twarz mia³a obola³¹, ca³¹ w ziarenkachpiasku.Spojrza³a w lustro.Py³ zmieni³ kolor jej w³osów z czarnego narudawobr¹zowy.Odchyli³a zas³onê i wyjrza³a na obszerny taras wychodz¹cy narzekê.Gêsta ¿Ã³³ta mg³a zas³ania³a Tygrys.Victoriê ogarnê³a g³êboka depresja,pomyœla³a: “Co za koszmarne miejsce!".Otrz¹snê³a siê jednak, przesz³a przez podest schodów i zapuka³a do pani Clipp.Przed przyst¹pieniem do w³asnej toalety i doprowadzeniem siê do porz¹dkuczeka³y j¹ d³ugie i ¿mudne pos³ugi.Po k¹pieli, lunchu i d³u¿szej drzemce Victoria wysz³a na taras, patrz¹c³askawszym ju¿ okiem na Tygrys.Burza ustapi³a, zniknê³y ¿Ã³³te opary.Pojawi³o siê blade jasne œwiat³o.Po drugiejstronie rzeki widaæ by³o delikatne sylwetki palm i porozrzucanych domów.Z ogrodu na dole dobiega³y jakieœ g³osy.Victoria wyjrza³a przez balustradê.Pani Hamilton Clipp, niezmordowanie gadatliwa, dusza-cz³owiek, nawi¹za³aznajomoœæ z jak¹œ kobiet¹, jedn¹ z tych zahartowanych Angielek w trudnym dookreœlenia wieku, które zawsze mo¿na spotkaæ za granic¹.-.i naprawdê nie wiem, co ja bym bez niej zrobi³a -mówi³a pani Clipp.- Toprzeurocza dziewczyna.I na dodatek ma œwietne koligacje.Siostrzenica biskupaLlangow.- Jakiego biskupa?- Chyba Llangow, tak mi siê wydaje.- Bzdura, nikt taki nie istnieje - stwierdzi³a Angielka.Victoria zmarszczy³a brwi.Zna³a ten typ kobiet: mieszkanka angielskiegohrabstwa, co nie da siê nabraæ na fa³szywych biskupów.- Mo¿e coœ przekrêci³am - powiedzia³a niepewnie pani Clipp.- W ka¿dym razie -podsumowa³a - to na pewno dziewczyna na miejscu i bardzo mi³a.- Hm! - powiedzia³a tamta z pow¹tpiewaniem w g³osie.Victoria postanowi³a trzymaæ siê z dala od tej damy.Instynkt podpowiada³ jej,¿e wymyœlanie historyjek na u¿ytek tego rodzaju kobiet jest spraw¹ ryzykown¹.Wróci³a do pokoju, usiad³a na ³Ã³¿ku i zaczê³a siê zastanawiaæ nad sw¹ obecn¹sytuacj¹.Mieszka³a w hotelu Tio, który na pewno nie by³ tani.Ca³y jej maj¹tek to czteryfunty siedemnaœcie szylingów.Zjad³a suty lunch, za który jeszcze nie zap³aci³ai którego pani Hamilton Clipp nie musia³a jej fundowaæ.Pani Clipp by³azobowi¹zana pokryæ tylko koszty podró¿y do Bagdadu.Umowa zosta³a dotrzymana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]