[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałem, by spędził pan potępieńczy tydzień na lekturze prac, przemówień, opinii i komentarzy, po to, żeby mógł pan sam dojść do wniosku, że niczego się z tych tekstów nie można nauczyć.Rzeczywiście są to tylko ćwiczenia dobrej lub złej woli, zazwyczaj chybione.Na tym koniec z wypowiedziami ex catedra.Chcę, by od dziś zaczął pan czytać baśnie braci Grimm, tragedie Ajschylosa, Ramajanę albo celtyckie legendy.Do wyboru.Chcę, by zanalizował pan, na jakiej zasadzie owe teksty funkcjonują, by wydzielił pan ich esencję i odpowiedział, dlaczego wywołują reakcję emocjonalną.Chcę, by nauczył się pan gramatyki, a nie wyczytywał morały.I wreszcie chcę, żeby za dwa, trzy tygodnie przyniósł mi pan coś własnego, początek jakiejś historii.By kazał mi pan uwierzyć.–Sądziłem, że jesteśmy profesjonalistami i nie możemy popełniać grzechu wiary w cokolwiek.Corelli uśmiechnął się, pokazując zęby.–Nawrócić można tylko grzesznika, świętego nigdy.13Dni upływały mi wśród lektury i nieustannych wypadków.Przyzwyczajony od lat do samotnej egzystencji oraz owej metodycznej i niedocenianej anarchii właściwej osobnikom płci męskiej i stanu wolnego, teraz musiałem pogodzić się z tym, że w moim domu zamieszkała kobieta, i chociaż była to tylko krnąbrna nastolatka o niestałym charakterze, jej obecność powoli, acz systematycznie zaczęła podważać sens wszystkich moich nawyków i obyczajów.Wierzyłem w skategoryzowany nieład, Isabella nie.Wierzyłem, że rzeczy same znajdują swoje miejsce w chaosie mieszkania, Isabella nie.Wierzyłem w samotność i ciszę, Isabella nie.Po kilku zaledwie dniach uświadomiłem sobie, że w moim własnym domu nie potrafię nic znaleźć.Za każdym razem, kiedy szukałem noża do otwierania listów, szklanki czy pary butów, musiałem pytać Isabellę, gdzież to opatrzność natchnęła ją, by je schować.–Ja niczego nie chowam.Kładę tylko rzeczy na swoje miejsce, a to zupełnie co innego.Nie było dnia, kiedy nie miałem ochoty jej udusić przynajmniej kilka razy.Kiedy chciałem, w zaciszu swojego gabinetu, w spokoju pomyśleć, Isabella pojawiała się zaledwie kilka minut później, z uśmiechem na ustach, by przynieść mi filiżankę herbaty albo ciasteczka.Zaczynała krążyć po gabinecie, wyglądała przez okno, robiła porządek na moim biurku, a potem pytała mnie, co robię tutaj na górze, taki milczący i tajemniczy.Odkryłem, że siedemnastolatki mają tak niewyczerpane pokłady gadulstwa, że mózg zmusza je do wykorzystywania ich przynajmniej co pół minuty.Już na trzeci dzień zdecydowałem, że muszę jak najszybciej znaleźć jej narzeczonego i najlepiej, żeby był on głuchy.–Powiedz mi, Isabello, jak to jest możliwe, by panna tak hojnie obdarzona wdziękami nie miała absztyfikantów?–A kto panu powiedział, że ich nie mam?–Nie podoba ci się żaden młodzieniec?–Chłopcy w moim wieku to sami nudziarze.Nie mają nic do powiedzenia, a połowa to tłumoki.Już miałem jej powiedzieć, że z wiekiem wcale nie stają się mądrzejsi, ale nie chciałem pozbawiać jej złudzeń.–Jaki wiek preferujesz?–Wolę starych.Takich jak pan.–Uważasz, że jestem stary?–Podrostkiem to pan już nie jest.Wolałem uznać, że sobie ze mnie dworuje, niż przyjąć ten cios poniżej pasa, bezlitośnie wymierzony mojej próżności.Postanowiłem wysilić się na szczyptę sarkazmu, by jakoś wybrnąć z sytuacji.–To dobra wiadomość, że podlotkom podobają się starsi mężczyźni.Zła wiadomość jest taka, że dorośli mężczyźni, a już zwłaszcza zniedołężniali i obleśni starcy, również gustują w podlotkach.–Wiem o tym.Niech pan nie myśli, że ze mnie jakaś naiwniaczka.Isabella popatrzyła na mnie, jakby coś knuła, po czym uśmiechnęła się złośliwie.Teraz mi przyłoży, pomyślałem.–A pan też gustuje w podlotkach?Miałem gotową odpowiedź, zanim pytanie padło z jej ust.Przemówiłem niczym profesor geografii – najbardziej belferskim i obiektywnym tonem, na jaki było mnie stać.–Podobały mi się, kiedy miałem tyle lat co ty.Zwykle podobają mi się dziewczyny w moim wieku.–W pańskim wieku to już nie są żadne dziewczyny, tylko w najlepszym wypadku kobiety, jeśli nie matrony.–Debatę uznaję za zakończoną.Nie masz nic do roboty na dole?–Nie.–To weź się do pisania.Nie trzymam cię*tutaj, żebyś mi zmywała naczynia i chowała przede mną moje własne rzeczy.Jesteś tutaj, gdyż zapewniałaś mnie, że chcesz nauczyć się pisać, a oprócz mnie nie znasz żadnego innego frajera, który mógłby ci w tym pomóc.–Nie musi się pan od razu obrażać.Jakoś nie mam natchnienia.–Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić.Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż cię rozboli.Na tym polega natchnienie.–Temat już mam.–Chwała Bogu.–Będę pisać o panu.Nastało długie milczenie, pojedynek na spojrzenia nad biurkiem.–Dlaczego?–Bo wydaje mi się pan interesujący.I dziwny.–I starszy.–I wrażliwy.Prawie jak chłopcy w moim wieku.Niestety zaczynałem się już przyzwyczajać do towarzystwa Isabelli, do szpil, które mi wbijała, i światła, które wniosła w ten dom.Wszystko wskazywało na to, że spełnią się moje najczarniejsze obawy i w końcu zostaniemy przyjaciółmi.–A pan? Znalazł już pan temat w tych foliałach, które pan przegląda?Uznałem, że im mniej opowiem Isabelli o moim zleceniu, tym lepiej.–Na razie jestem na etapie zbierania materiałów.–Materiałów? A jak się je zbiera?–Z grubsza polega to na tym, że czytasz tysiące stron, by dowiedzieć się wszystkiego, co potrzebne, i dojść do tego, co w temacie najważniejsze, do emocjonalnej prawdy, a potem o wszystkim zapominasz i zaczynasz od zera.Isabella westchnęła.–A co to jest prawda emocjonalna?–To szczerość w ramach fikcji.–Czyli trzeba być uczciwym i dobrym, żeby móc pisać?–Nie.Trzeba mieć warsztat.Prawda emocjonalna nie jest moralnym przymiotem, to tylko kwestia techniki.–Mówi pan jak naukowiec – zaprotestowała Isabella.–Literatura, przynajmniej ta dobra, ma w sobie tyle samo ze sztuki, co z nauki.Podobnie jak architektura i muzyka.–A ja myślałam, że to coś, co wyrasta z duszy artysty, ot tak.–Ot tak wyrastają tylko wąsy i brodawki.Isabella przyjęła te rewelacje bez entuzjazmu.–Mówi pan to wszystko po to, by mnie zniechęcić i bym poszła sobie do domu.–Na ten cud akurat nie liczyłem.–Jest pan najgorszym nauczycielem na świecie.–Sukces nauczyciela jest w rękach ucznia, nie odwrotnie.–Z panem nie można dyskutować, bo opanował pan wszystkie retoryczne sztuczki.To nie jest sprawiedliwe.–Nic nie jest sprawiedliwe.Możemy jedynie starać się, by było logiczne.Sprawiedliwość jest rzadką przypadłością na tym świecie, poza tym zdrowym jak ryba.–Amen.Czy to właśnie się dzieje, kiedy człowiek staje się dorosły? Że nie wierzy już w nic, jak pan?–Nie.Większość ludzi, starzejąc się, nadal wierzy w różne głupstwa, często nawet coraz większe.Ja idę pod prąd, bo lubię grać innym na nerwach.–Niech pan nie będzie taki pewny.Ja, kiedy dorosnę, nadal będę wierzyć w to, co wierzę – odcięła się Isabella.–Powodzenia!–A do tego wierzę w pana.Nie odwróciła wzroku, kiedy na nią spojrzałem.–To dlatego, że mnie nie znasz.–Tak się panu tylko wydaje.Nie jest pan wcale taki tajemniczy, za jakiego chce pan uchodzić.–Nie staram się być tajemniczy.–To był tylko delikatny sposób uniknięcia słowa: antypatyczny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]