[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawał sobie sprawę, że wielu pasażerów zaniepokoi nagłe zmniejszenie wibracji kadłuba.Kapitan coraz bardziej skłaniał się do rozpatrzenia możliwości, iż statek jednak znajduje się w niebezpiecznej sytuacji; wciąż jednak nie był przekonany, że na promie jest pożar.Nie dał komendy: Cała wstecz! co dzięki hamowaniu silnikiem pozwoliłoby szybciej zatrzymać statek i zmniejszyć przeciąg podsycający ogień.„Orion Venturer” będzie siłą rozpędu płynął jeszcze osiem minut, zanim się zatrzyma.Halvorsen nie podjął też pomysłu drugiego oficera Delucciego, by odciąć wymuszony obieg wentylacji w rejonach zagrożonych ogniem.Kapitan, rozdarty pomiędzy poczuciem odpowiedzialności i niechęcią do ogłoszenia alarmu bez uzyskania potwierdzenia sytuacji, nie pomyślał nawet, by wysłać w eter wstępny sygnał PAN PAN, informujący o możliwości wystąpienia niebezpieczeństwa.Sygnał taki alarmuje natychmiast całą sieć Stacji Koordynacji Ratownictwa Morskiego i nakazuje znajdującym się w pobliżu statkom przejść na nasłuch.Na zaciemnionym mostku zapadła cisza.Wszyscy obecni uświadamiali sobie, że jeśli zapalą się następne czerwone światełka, to stanie się to, czego obawiają się wszyscy ludzie morza.Jak poważne miało być to wydarzenie, żaden z nich nie przewidywał – i nie mógł przewidzieć – w najgorszych snach.– Panie Delucci, proszę zawiadomić maszynownię – odezwał się cicho Halvorsen.– Proszę ich poinformować, dlaczego zatrzymaliśmy statek, i powiedzieć, że chcę, by od tej chwili zachowali pełną gotowość manewrową.Niech uruchomią pompy przeciwpożarowe i czekają na dalsze rozkazy.– Wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli zejdę tam na dół, panie kapitanie – głos Bracamontesa nie brzmiał entuzjastycznie.Lepiej ty niż ja, szefie, pomyślał Delucci sięgając po słuchawkę telefonu połączonego bezpośrednio z maszynownią.Nienawidził klaustrofobicznej atmosfery nagrzanej, głośnej maszynowni nawet gdy nic się nie działo.A teraz, gdy wszystko wskazywało, iż grozi im niebezpieczeństwo, nisko położona maszynownia tym bardziej nie była dla niego wymarzonym miejscem.– Maszynownia.Trzeci mechanik – Bert podniósł słuchawkę, gdy tylko usłyszał dzwonek.Ale nie był zachwycony.Nic dziwnego; przełykając pospiesznie ostatnie kanapki z szynką zastanawiał się, co u licha się stało, że ci na mostku zredukowali obroty do biegu jałowego.Idziemy na zderzenie, przyszło mu do głowy.– Mamy problem – powiedział Delucci.– Nie ma jeszcze potwierdzenia, ale wygląda na to, że na rufie na prawej burcie, na pokładach od C do E, jest pożar.Główny mechanik już schodzi do ciebie.– Chciecie, żebym przełączył sterowanie silnikiem do siebie na dół?Trzeci mechanik odczuł ulgę.Może to trochę przewrotne uczucie w tej sytuacji, ale gdy człowiek znajduje się na samym dnie statku, to ogień nie wydaje mu się tak groźny jak wyobrażenie kilkutysięcznotonowego statku, którego dziób zbliża się i przebija prom – możliwe nawet, że w miejscu, gdzie znajduje się maszynownia.– Nie, kapitan proponuje, żeby sterowanie odbywało się za pomocą repetytorów na mostku.Uruchom tylko pompy i hydranty i czekaj na dalsze rozkazy.Telefon zaczął przerywać.Delucci zdziwił się.Nigdy jeszcze na statku nie mieli problemów z liniami.– Jaki stan? – zapytał Bert z niepewnością w głosie.Drugi oficer zawahał się.Miał ochotę odpalić: Cholernie niedobry! ale uświadomił sobie zaraz, o co Stamperowi chodziło.Plan postępowania na wypadek zagrożenia miał pięć stanów; każdy z nich wymagał innych działań od poszczególnych członków załogi.Albo raczej: od tych członków załogi, którzy mieli choć jako takie pojęcie, jakie zadania zostały im przydzielone w planie.Nawet kopia dla dowództwa „Orion Venturera” leżała wciąż w zamkniętej kopercie na stole nawigacyjnym.Obok znajdowała się lista członków załogi i odpowiadające nazwiskom numery.Dokumenty te, wciąż jeszcze pachnące fotokopiarką, przyniósł w nocy bosman Pascal.Pierwszy stopień zagrożenia – stan biały – odpowiadał fazie, w jakiej, według Delucciego, znajdowali się obecnie: planowanie walki z nieokreślonym jeszcze do końca zagrożeniem.Zielony i niebieski wymagały już podjęcia akcji zapobiegawczych, zależnych od rodzaju i miejsca zagrożenia, podczas gdy czerwony.Tej nocy na „Orion Venturerze” stan czerwony – prawdziwy horror – wiązałby się z uruchomieniem syren alarmowych, przygotowaniem tratw i szalup ratunkowych, paniką wśród pasażerów, śmiercią ludzi.nie mówiąc już o tym, że ponad pięćset osób: wiele z nich słabych, nieodpowiednio ubranych, zagubionych, czekałoby na wskazówki w którymś z siedemnastu języków – podczas gdy członkowie załogi wymagali wskazówek tylko w dziewięciu językach.Ludzie ci tłoczyliby siew punktach zbornych – oczywiście zakładając, że wiedzieli, gdzie takie punkty się znajdują.Ta ostatnia myśl Delucciego wcale nie dotyczyła pasażerów!Ale stan czarny.Delucci nawet nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli.Pomyślał tylko, że kolor tego stanu został cholernie trafnie dobrany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]