[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to jeszcze straszliwsze niż brutalność, z jaką zlikwidowano Davida – zważywszy, jaką rzeź mógł spowodować ten zbrodniczy zamach.O ile pomiędzy Davidem a jego zabójcą – albo zabójcami – musiała istnieć jakaś, choćby nie wiadomo jak słaba, więź, ci, którzy byli obiektem tych ostatnich działań byli całkowicie niewinnymi ludźmi.Dziesięć, a może dwadzieścia rodzin mieszkało na tyle blisko, że z pewnością wielu ich członków zginęłoby, albo zostało straszliwie okaleczonych, gdyby drzwi nie naśladowały dziwacznego zachowania zegarów, ołówków i innych nieożywionych przedmiotów i – dzięki silnemu wiatrowi wdzierającemu się do kuchni przez mnóstwo powodujących przeciągi szczelin – nie zatrzasnęły się samoistnie i nie powstrzymały rozprzestrzeniania się zabójczych wyziewów z piecyka.Kyle był wstrząśnięty, ale przynajmniej otrząsnął się ze zobojętniałej na wszystko apatii.W chwili, gdy jego puls bił już tylko dwukrotnie szybciej niż normalnie, zaczął nawet myśleć pozytywnie.Sprawca, lub sprawcy, za drugim razem nie mieli szczęścia.Świadomość, że on.ona.oni, nie są wcale wszechmocni i nie muszą być wcale bardziej niezniszczalni niż on sam, przyniosła mu nawet niewielką pociechę.Najwyraźniej nikt w sąsiednich budynkach nie usłyszał dźwięku rozbijanego szkła ani stłumionych przez chusteczkę do nosa przekleństw, rzucanych przez Kyle’a, gdy próbował otworzyć pozostałe okna.A może słyszał, tylko przezornie postanowił nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.Nieco rozgoryczony faktem, że nie okrzyczano go zbawcą, uznał ponuro, że nawet gdyby ten cholerny dom wyleciał w powietrze, mieszkańcy Ringtree Gardens uparcie nie daliby sobie przerwać nocnego snu.Po prostu spaliby nieco dłużej niż zamierzali.To wszystko!Długo siedział na zewnątrz, na wyłożonej kamiennymi płytkami i przyjemnie zimnej podłodze podestu pierwszego piętra, z kolanami pod brodą i plecami opartymi o ścianę.Czekał, aż gaz się ulotni, i jakby pragnąc podsycić nerwową frustrację, zmagał się nie z dotychczasowymi zagadkami, lecz z następną łamigłówką.Dlaczego, na litość boską? – zastanawiał się ponuro.– Jaki mogli mieć powód, żeby wysadzać w powietrze mieszkanie człowieka, po tym jak już go zabili?Jedynym wnioskiem, do jakiego doszedł było to, że gdzieś w mieszkaniu musiało pozostać coś, co mogło obciążyć zabójcę Davida.Jakiś przedmiot, notatki, jakieś dowody rzeczowe, które ktoś miał zamiar obrócić w popiół razem z sąsiadami Davida.Ta hipoteza miała ręce i nogi.Komuś bardziej zależało na zniszczeniu materiału dowodowego znajdującego się w budynku, niż na życiu jego mieszkańców.Zamienienie domu w kulę ognia dawało tę dodatkową korzyść, że cała ta operacja równie dobrze mogła zostać uznana za wypadek spowodowany przez roztargnionego historyka, który zajmował mieszkanie numer trzy na parterze.Gdyby Kyle nie miał już wcześniej wątpliwości, nawet on mógłby przyjąć takie wyjaśnienie za dobrą monetę.Ale kto konkretnie zaaranżował te „wypadki” i dlaczego?Uwzględniając fakt, że nie rozpoznałby tropu, nawet gdyby zderzył się z nim na środku oceanu, Kyle nie miał właściwie innego wyjścia, jak uznać, że jak dotąd tylko sam David dał mu jedyną wskazówkę.„Niezwykle delikatny, być może nawet trochę niebezpieczny w niewłaściwych rękach”.Tak właśnie brzmiała uwaga, którą wygłosił zaledwie niecałą godzinę przed swoją śmiercią.Trochę niebezpieczny, na litość boską?Albo może ten mało zdecydowany wyraz niepokoju był jedynie ostatecznym dowodem skłonności Davida do niedopowiedzeń? Może David, w czasie gdy Kyle plótł swoje idiotyzmy przez telefon, bał się o swoje życie? Z całą pewnością nie.Nawet on nie byłby wtedy tak powściągliwy.Najprawdopodobniej rzeczywiście nie spodziewał się, że ktoś podejmie przeciwko niemu tak barbarzyńsko ekstremalne kroki.Nie zdawał sobie również sprawy, że wypowiada słowa, które tak szybko miały się okazać aż za dokładnym proroctwem.Kyle uświadomił sobie, że chociaż David wykazywał się ostrożnością, wyszukując drogę przez meandry historii, to jednak wczorajsze upiorne wydarzenie spowodowane zostało faktem, że jego przyjaciel nie zdołał we właściwy sposób docenić potęgi zła, które chociaż minęło już ponad pół wieku, dalej chroniło przedmiot jego badań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]