[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy w końcu wszystko eksplodowało wielką falą światła, musiała głośno krzyknąć, bo kiedy się ocknęła, Bengt zasłaniał jej usta dłonią.Powoli wracała do rzeczywistości, dopiero wtedy on cofnął rękę.- Co ja zrobiłam? - spytała, wytrzeszczając oczy z przerażenia.- Powiedziałaś, że bardzo mnie kochasz - uśmiechnął się.- Ale zrobiłaś to trochę za głośno.Wiesz, w takich starych dworach głosy niosą się daleko.Margrethe zrobiła się czerwona i ukryła twarz na jego piersi.- Boże, jaki wstyd - szepnęła.- To akurat najmniejszy powód do wstydu, jaki istnieje, moja huldro - powiedział i ujął jej twarz w ciepłe dłonie.- Czy ty wiesz, jaki ja jestem szczęśliwy? Czasem muszę się uszczypnąć, żeby wiedzieć, czy to wszystko dzieje się naprawdę.Margrethe dwoma palcami chwyciła skórę na jego ramieniu i ścisnęła mocno.- Widzisz, to się dzieje naprawdę - roześmiała się głośno i wymknęła się z jego objęć.- Bo poczułeś, kiedy cię uszczypnęłam.Pospiesznie uporządkowała włosy i ubranie.- Rany boskie, co my powiemy w izbie? - spytała, zwracając się ku niemu.- Że lustro jest jeszcze ładniejsze, niż sądziliśmy - uśmiechnął się i zamknął drzwi sypialni.ROZDZIAŁ 8Wesele nie było takie wspaniałe, jak zwykle, kiedy żeni się dziedzic wielkiego dworu.Złożyło się na to zbyt wiele przykrych spraw.Na pewno jednak przed ołtarzem podało sobie ręce i przysięgło kochać się nawzajem oraz szanować dwoje niezwykle szczęśliwych ludzi.Kiedy Mali obejmowała siostrę przed kościołem, zaraz po ślubie, przyszło jej do głowy, że chyba nigdy przedtem nie widziała tak promieniującego szczęściem człowieka.I jaka śliczna ta panna młoda.Czarna suknia leżała jak ulał na młodym szczupłym ciele, a cienki biały welonik został ozdobiony delikatnym wiankiem z mirtowych gałązek.Mali jeszcze takiego nie widziała.Słyszała co prawda, że w miastach używa się mirtowych gałązek przy ślubie, ale nigdy by jej do głowy nie przyszło, że Margrethe sprawi sobie coś tak nowomodnego.- Jesteś piękną panną młodą - szepnęła, tuląc siostrę do siebie.- Ale o wiele, wiele więcej znaczy to, że jesteś szczęśliwa, a z daleka widać, że tak jest.I jaki śliczny wianek - dodała, dotykając zielonych listków mirtu.- To Bengt chciał, żebym taki miała - zarumieniła się Margrethe.- Na pamiątkę górskiego pastwiska, wrzosów i.Spuściła wzrok zaczerwieniona.- Uważam, że to bardzo miłe z jego strony.Na ogół mężczyźni o takich sprawach nie myślą - powiedziała Mali z uśmiechem.- Pamięta o wszystkim, co się z tamtym dniem łączy, i dobrym, i złym.Na szczęście skończyło się dobrze i życzę ci, żeby wszystkie wasze przyszłe dni były równie szczęśliwe.Jestem pewna, że tobie i Bengtowi będzie razem dobrze - dodała.- Oboje wiele się nauczyliście.A przede wszystkim tego, że człowiek musi dbać o miłość, kiedy ją już znajdzie.Ja miałabym wianek z kwiatów, myślała Mali i czuła dojmującą tęsknotę i ból w całym ciele.Ja też bym promieniała ze szczęścia, gdybym brała ślub z Jo.Nazbierałaby polnych kwiatów i uplotła sobie z nich ślubny wianek, na pamiątkę tego pięknego lata, kiedy wszystko pachniało, z pluskiem morza na dole i z Jo blisko siebie, bardzo blisko.Tamtej nocy została kobietą Jo.Na zawsze, myślała.A mimo to pozwoliła mu odejść.Jakim prawem przemawia teraz do siostry, że człowiek powinien dbać o miłość, kiedy ją już znajdzie, ona, która przecież miłość znalazła, rozkoszowała się nią, ale potem pozwoliła jej odejść?Nie wiedziała, jak u Cyganów odbywa się ślub.Prawdopodobnie nie ma ani kościoła, ani księdza, poważnych przemówień i napomnień.Przyszło jej więc do głowy, że gdyby kiedyś miała poślubić Jo, to musiałaby się obejść bez kościelnej uroczystości, bez słowa bożego.Zresztą i tak żaden pastor nie dałby ślubu rozwiedzionej kobiecie, bo przecież ona najpierw musiałaby się rozwieść.Pomyślała jednak, że nic z tego nie jest jej potrzebne.Kiedyś zdawało jej się, że nie mogłaby się rozwieść.Nie tyle ze względu na siebie, co na swoją rodzinę.Teraz jednak zniosłaby i to.Bo w jej życiu cokolwiek, właściwie znaczy wszystko, tylko jedno: żeby mogła być z Jo.Żeby mogli obiecać sobie nawzajem wobec Boga i ludzi, że będą się kochać do końca życia.Tego chciała najbardziej na świecie, ale to się nigdy nie ziści, bo ona odrzuciła szczęście u boku Jo, a zamiast tego wybrała bogaty dwór dla jego syna.Ale jakim prawem dokonała takiego wyboru? Czy ktoś ma prawo wybrać innemu człowiekowi drogę życia, choćby to nawet czynił w jak najlepszej intencji? Wspomnienia, tęsknota i rozpacz sprawiły, że z oczu Mali pociekły łzy.- Ty płaczesz.Mali? - zawołała Margrethe przestraszona.Z gwałtownym drgnieniem Mali wróciła do rzeczywistości i uśmiechała się do siostry blado.- Nie, wszystko w porządku - zapewniała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl