[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.− W porządku, wygrałeś − powiedziała miękko.− Pójdę w przy-szłym tygodniu do szpitala i powiem im, że nie wezmę tej posady.Ale był to z jej strony tylko gest dla uratowania spokoju.Nie miałabowiem zamiaru ani chęci, żeby mu ustąpić.Rozdział siedemnastyMałżeństwo, które rozpoczęło się z tak intensywną fizyczną namięt-nością w upale lata, w grudniu pokryło się zimowym szronem, a i na-miętność znacznie ostygła.Vincent i Audra pod koniec roku tysiąc dziewięćset dwudziestegoósmego bardzo często kłócili się i spokój, który początkowo panował wmałym domku przy Pot Lane, nierzadko naruszały sprzeczki i burzliwespory.153Najdziwniejsze było to, że pod wieloma względami byli do siebiebardzo podobni, co, być może, było przyczyną konfliktów.Oboje byliuparci, stanowczy i niezależnie myślący.W konsekwencji ciągle toczy-li ze sobą walkę, przy czym każde wierzyło w swoją rację i winę skła-dało na drugie.Byli bardzo młodzi i nie umieli tolerować drobnychludzkich słabostek ani też niezdolni do kompromisów, które na pewnopomogłyby zmniejszyć istniejące między nimi napięcie.Vincent, który teraz właśnie był zbyt zajęty sobą, aby widzieć cośpoza własnymi pragnieniami i zainteresowaniami, w słabym stopniurozumiał charakter Audry.I zadziwiające, że ona, która tak umiała wejrzeć w dusze innych lu-dzi, rzadko kiedy jego odruchy potrafiła odczytać jak należy − byłabowiem zbyt subiektywna.Tak naprawdę to opinia Audry o VincencieCrowtherze zawsze będzie nieostra i nieobiektywna, gdyż będą na niąwywierać wpływ silne emocje.Audra generalnie nie umiała na niego spojrzeć z dystansu, zawszeprzepełniały ją sprzeczne uczucia.Były okresy, gdy wierzyła, że kochago do szaleństwa, ale bywała też przekonana, że nie czuje doń niczegooprócz nienawiści.Inną przeszkodą, o którą potykali się we wzajemnych stosunkach,był nowy nawyk gwałtownych sprzeczek na każdy niemal temat.Nagleokazało się, że nie potrafią dyskutować o żadnej sprawie spokojnie,używając rzeczowych argumentów.Tak więc żadne z nich nigdy niewiedziało, co druga strona naprawdę czuje lub myśli.Nic dziwnego, żew tej sytuacji narastało wzajemne niezrozumienie, że czuli się nieza-dowoleni jedno z drugiego.Czasami, w mroku sypialni, dochodziło do zgody; niemal wbrewswej woli zbliżali się do siebie, poddając się łączącemu ich bardzo sil-nemu pociągowi fizycznemu.Ale i te chwile zdarzały się coraz rza-dziej, zarówno dlatego, że nurtujące ich konflikty i problemy wkraczałyi na to terytorium, jak i dlatego, że Audra swój gniew zabierała ze sobądo łóżka.Od września nosiła w sercu liczne urazy wobec Vincenta i sprawą,która drażniła ją najmocniej, była stanowcza niezgoda męża na jej154powrót do pracy.Tłumaczyła, prosiła, sprzeczała się i przymilała, pró-bując nakłonić go do zaakceptowania jej decyzji.Ale Vincent pozostałnieugięty tak samo, jak tego wieczoru, gdy jedli kolację z Gwen.W końcu Audra dała za wygraną, gdyż zrozumiała, że jeśli uprze sięi rozpocznie pracę w szpitalu, to on ją opuści.A mówiąc najprościej,nie wyobrażała sobie życia bez Vincenta Crowthera, jak trudne by onobyło.Tak więc pozwoliła, aby jego życzenia stały się ważniejsze od jejwłasnych i powiedziała sobie, że małżeństwo jest cenniejsze niż pracazawodowa.Jakoś udawało się jej zachowywać pogodną twarz, tak żenic nie zdradzało rozczarowania i frustracji wywołanych jego uporem.Ale kiedy udała się do Calpher House, aby poinformować paniąBell, co się stało, oczy napełniły się łzami i gwałtownie wyrzuciła zsiebie opowieść o swym niepowodzeniu.Irena Bell okazała jej współczucie i zrobiła, co mogła, żeby ją po-cieszyć.Cokolwiek jednak pani Bell myślała o postawie Vincenta, za-chowała to dla siebie.− Może jeszcze się zgodzi, może mu to przejdzie − powiedziała,starając się dodać Audrze otuchy.Ale Audra dobrze wiedziała, że Vincent nie zmieni zdania; nie leża-ło w jego naturze zaprzeczanie samemu sobie ani też przyznanie się, żenie miał racji, że postąpił źle.Aczkolwiek tak byli podobni do siebie, totej cechy Audra z nim nie dzieliła.Zawsze potrafiła dostrzec, gdzie ikiedy jej sądy były błędne, albo gdzie popełniła pomyłkę.Gdy tego zimnego, grudniowego przedpołudnia spiesznie szła w dółPot Lane, przekonywała samą siebie, jak bardzo się pomyliła.Przedewszystkim źle zrobiła wychodząc za niego za mąż, tak samo też pozo-stając z nim.Złe było to, że zbytnio wahała się, co ma robić, ciągle niemogła się zdecydować.A powinna spakować swoje rzeczy i opuścić gojuż wtedy w sierpniu, kiedy zaczęły się pierwsze niesnaski.Tak właśnie postąpiła teraz i nie było już odwrotu.Zacisnęła dłoń na rączce małej walizki i zagryzła wargi.Decyzjazostała podjęta.Nareszcie.Porzuciła Vincenta Crowthera i nie miałazamiaru doń powrócić.155W głębi duszy Audra wiedziała, że ciągle go kocha.Przypuszczała,że będzie go zawsze kochać.Doszła jednak do wniosku, że miłość niejest gwarancją utrzymania związku.Dwoje ludzi musi umieć współżyćze sobą, jeśli małżeństwo ma być udane.Najwidoczniej ona i Vincenttego nie potrafią.Niszczyli się wzajemnie gniewnymi, ostrymi słowa-mi, które później trudno było odwołać lub zapomnieć.Wczorajsza wieczorna kłótnia była wyjątkowo gwałtowna, najgor-sza chyba, jaką przeżyła.Zrozpaczona Audra była w szoku.Godzinę wcześniej prasowała w kuchni ostatnią jego koszulę, gdynagle zrozumiała, co powinna zrobić.Z trzaskiem postawiła żelazko napodstawkę, szybko uprzątnęła deskę do prasowania, przebrała się, za-pakowała walizkę, włożyła do torebki swe skromne oszczędności iwyszła z domu.Kiedy przekręciła klucz w zamku, spojrzenie jej padło na numertrzydzieści osiem wymalowany na zielonych drzwiach i poczuła dziw-ny, bolesny ucisk w sercu.A potem ogarnął ją przeogromny smutek,oparła głowę o kamienną futrynę drzwi i zamknęła oczy, wspominającspędzone tu miesiące.Dom był zwyczajny, ale dla niej był pałacem.Tobył jej pierwszy własny dom i stały w nim nie tylko ukochane przed-mioty, ale także mieścił w sobie w pewnym sensie jej życie.A już napewno były zamknięte w jego ścianach marzenia i oczekiwania tego, coprzyniesie przyszłość.Głęboko wierzyła, że oboje z Vincentem stworządobrą rodzinę, razem zbudują lepsze życie.Ale nic z tego nie miało sięspełnić lub przynajmniej tak się jej zdawało.Audra odpędziła od siebie te myśli, nie chcąc się rozczulać.Wsunę-ła klucz pod wycieraczkę, wzięła walizkę i niemal biegiem opuściłaślepy zaułek.Teraz, kiedy zmierzała w kierunku pętli tramwajowej przy Whinga-te, ciągle starała się odsunąć od siebie uczucia smutku i straszliwegozniechęcenia, które ją ogarnęło.Lecz one nie znikały.Wszystkie jejmarzenia legły w gruzach, nadzieje się rozwiały, poczucie osamotnie-nia, które towarzyszyło jej przez tyle lat, stało się bezgraniczne.Znowu156była przegrana.Tym razem straciła męża, wspólne z nim życie, straciłaprzyszłość.Audra zwolniła kroku i przez sekundę zawahała się, już gotowazmienić decyzję i wrócić do domu.Lecz coś w niej powiedziało nie;ruszyła więc z determinacją naprzód.Pogoda, surowa i nieprzyjemna przez cały dzień, teraz stała sięwręcz straszna.Niebo wisiało nisko, zaciągnięte ołowianą szarością; krajobraz zda-wał się być zupełnie bezbarwny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]